Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— Ma pani słuszność, to dziecko to cały poemat, żywy poemat! szepnął Blondet hrabinie.
W tej chwili, Czarnogórka znajdowała się w stanie, gdy ciało i dusza dymią, aby tak rzec, po pożarze, w którym wszystkie duchowe i fizyczne siły wydały całą sumę swej energji. Jestto niesłychany, najwyższy przepych, który tryska jedynie pod naporem fanatyzmu, walki lub zwycięstwa, miłości lub męczeństwa. Wyszedłszy w sukienczynie w brunatne i żółte prążki, z kołnierzykiem który prasowała sama rano, dziecko nie spostrzegło jeszcze że suknia cała jest powalana ziemią, kołnierzyk pognieciony. Czując że się jej włosy rozplotły, szukała grzebienia. W tej pierwszej chwili pomięszania, Michaud, również zwabiony krzykami, przybył na miejsce. Widząc swego boga, Pechina odzyskała całą energję.
— Ani mnie nie dotknął, panie Michaud! krzyknęła.
Ten krzyk, spojrzenie i ruch które były jego wymownym komentarzem, powiedziały w jednej chwili Blondetowi i księdzu więcej, niż pani Michaud powiedziała hrabinie o miłości tej dziwnej dziewczyny do generalnego strażnika, który nie widział nic.
— Nędznik! wykrzyknął Michaud.
I, owym mimowolnym bezsilnym gestem, który zdarza się porówni szalonym jak mędrcom, pogroził Mikołajowi, którego wysoka postać tworzyła cień w lesie, dokąd zapuszczał się z siostrą.