Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Takim był w czterdziestu latach ten szlachetny człowiek, twardy jak żelazo, czysty jak złoto. Ten obrońca ludu wierzył w ideał Republiki, słysząc pomruk tego miana, jeszcze groźniejszy może niż jego idea. Wierzył w republikę Jana Jakóba, w braterstwo ludzi, w wymianę pięknych uczuć, w kult zasługi, w czyste wybory, słowem we wszystko to, co w szczupłych wymiarach, jak w Spracie, staje się możliwe, a co rozmiar państwa czyni urojeniem. Podpisał swoje przekonania własną krwią; jedyny jego syn poszedł bronić granic; uczynił więcej: zapłacił je swojem mieniem, najwyższe zapracie się siebie. Będąc bratankiem i jedynym spadkobiercą proboszcza w Blangy, ten wszechpotężny trybun wioski mógł wydrzeć spadek po nim pięknej Arsenie, służącej zmarłego: uszanował wolę testatora i przyjął nędzę, która przyszła dlań równie szybko, jak upadek dla jego republiki.
Nigdy jeden cudzy grosz, cudza gałązka drzewa, nie splamiły rąk tego wzniosłego republikanina, który potrafiłby człowieka pogodzić z republiką gdyby znalazł naśladowców. Odmówił kupna dóbr narodowych, odmawiał republice prawa konfiskaty. W odpowiedzi na pytania komitetu Dobra Publicznego, żądał aby cnota obywateli uczyniła dla świętej ojczyzny owe cudy, jakie szachraje władzy chcieli zdziałać ceną złota. Ten człowiek na miarę Starożytnych wyrzucał publicznie staremu Gaubertin jego tajemne zdrady, jego konszachty i jego grabieże. Karcił cnotliwego Mouchon, owego przedstawiciela ludu, którego cnota była poprostu nieudolnością, tak jak u tylu innych, którzy,