Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Zostaw go, Tonsard, szepnęła mu żona do ucha; wiesz że on ma swojego ćwieka, poczciwy stary...
Bonnebault i Marja, Katarzyna i jej brat, przyszli w tej chwili w podnieceniu płynącem z niepowodzeń Mikołaja, a doprowadzonem do szczytu zwierzeniem Michauda. Tak więc, ledwie wszedłszy do karczmy, Mikołaj wyrzucił z siebie potok klątw pod adresem obojga Michaud i dworu.
— Mamy zbiory, więc dobrze, nie odjadę nim nie zapalę fajki o ich stodołę, wykrzyknął waląc pięścią w stół przy którym usiadł.
— Nie trzeba tak pyskować przy ludziach, rzekł Godain pokazując mu starego Niseron.
— Gdyby pisnął, skręciłbym mu szyję jak kurczęciu, odparła Katarzyna. Dość się już nażył, stary nudziarz. Powiadają, że jest cnotliwy. Cnotliwy! taki się urodził, ot i wszystko.
Dziwne to było i ciekawe widowisko, wszystkie te głowy ludzi zgrupowanych w owej norze, w której drzwiach siała na czatach stara Tonsard, aby zapewnić pijącym bezpieczeństwo!
Ze wszystkich tych twarzy, twarz Godaina, wielbiciela Katarzyny, była może najbardziej przerażająca, mimo że najmniej wyrazista. Godain, ubogi chciwiec, najokrutniejszy ze wszystkich chciwców, tego bowiem który pieści swoje złoto czyż nie przewyższa ten, który go szuka? jeden patrzy w głąb samego siebie, drugi patrzy anprzód ze straszliwą bacznością; Godain, wyrażał najczęstszy typ chłopskich fizjognomji. Ten robotnik, drobny człowieczek uwolniony od