Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/65

Ta strona została przepisana.

wojska dla braku wymaganego wzrostu, chudy, jeszcze wysuszony pracą i bezmyślnem sknerstwem, od którego giną na wsi zaciekli pracownicy jak Kuternoga, miał twarz wielkości pięści z parą oczu żółtych, centkowanych zielonemi żyłkami w ciemne punkciki, przez które chęć posiadania za wszelką cenę dyszała pożądliwością. Ale to spojrzenie było zimne: pragnienie bowiem, zrazu wrzące, zakrzepło w niem jak lawa. Toteż skóra jego była przylepiona do ciemnych skroni niby skóra mumji. Nikły zarost kiełkował przez zmarszczki jak słoma w bruzdach. Godain nie pocił się nigdy, wysysał swą substancję. Ręce jego kosmate i zakrzywione, nerwowe, niestrudzone, zdawały się zrobione ze starego drzewa. Mimo że miał ledwie dwadzieścia siedem lat, widać już było białe włosy w jego rudawo-czarnym zaroście. Poprzez rozpiętą bluzę widniała czarna koszula z grubego płótna, którą nosił widocznie dłużej niż miesiąc; prał ją sam w rzece. Saboty naprawiane były starem żelastwem. Wreszcie na głowie miał ohydny kaszkiet, widocznie znaleziony w La-Ville-aux-Fayes na progu jakiegoś domu. Dość bystry aby ocenić widoki majątku tkwiące w Katarzynie, chciał zostać następcą Tonsarda pod Wiechą; zużywał przeto całą swoją chytrość i siłę na to aby ją złowić. Obiecywał jej dostatki, przyrzekał swobodę jakiej zażywała Tonsardowa; przyrzekał wreszcie przyszłemu teściowi ogromną rentę, pięćset franków rocznie z jego karczmy, aż do spłaty, licząc na rozmowę, jaką miał z panem Brunet, dającą mu nadzieję spłaty w wekslach. Gnom ten, na codzień