Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/68

Ta strona została przepisana.

wi; ale Tapicer i Vatel, skoro ich zaczepicie, potrafią się hycle bronić. Powiedzą: kobieta była winna, niosła drzewo, inaczej byłaby dała przepatrzyć wiązkę na drodze, nie byłaby uciekała. Jeśli się jej zdarzyło nieszczęście, sama sobie winna. Nie, to nie jest pewny interes...
— Czy dziedzic bronił się kiedy go pozwałem? rzekł Kuternoga. Zapłacił.
— Jeżeli chcecie, ja idę do Soulanges, rzekł Bonnebault, poradzę się pana Gourdon, pisarza, będziecie wiedzieli dziś wieczór czy jest szpek.
— Szukasz tylko pozorów aby się kręcić koło tej grubej klempy Sokardzianki, odparła Marja Tonsard, klepiąc go po ramieniu tak, że w piersiach mu jękło.
W tej chwili dała się słyszeć zwrotka burgundzkiej kantyczki:

Oj Jezu, Jezusiczku
Oj, cudzie, oj cudziczku,
Cudzie ty, cudzie szczery,
Gdy Pan wodę odmienił
W smaczne winko z Madery...

Wszyscy poznali głos starego Fourchon, któremu ten ustęp musiał się szczególnie podobać; Mucha towarzyszył mu falsetem.
— Haha! wstawili się! krzyknęła stara Tonsardka do synowej, twój ojciec jest czerwony jak gil, a mały skrzeczy jak...
— Pozdrowienie! krzyknął starzec, dużo was tutaj hultajów!... Pozdrowienie, rzekł do wnuczki, którą zdy-