Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/84

Ta strona została przepisana.

ła, prała, zaledwie znajdując jakąś pomoc u bardzo ładnej dziewczyny imieniem Anusia, mającej dziewiętnaście lat, równie uległej panu Rigou jak pani, i zarabiającej trzydzieści franków rocznie.
Wysoka i chuda, pani Rigou, kobieta o twarzy żółtej przyrumienionej na policzkach, z głową zawsze spowitą fularem, nosząca jedną spódnicę cały rok, nie opuszczała domu ani na dwie godziny w ciągu miesiąca i karmiła swoją energję wszystkiemu zabiegami, jakie rozwija w domu oddana służąca. Najbystrzejszy obserwator nie odnalazłby śladu wspaniałej figury, rubensowych kolorów, bogatych kształtów, pysznych zębów, dziewczęcych oczu, jakie niegdyś ściągnęły na młodą dziewczynę uwagę księdza Niseron. Jedyny poród, któremu zawdzięczała życie młodsza pani Soudry, przerzedził jej zęby, wyskubał brwi, przyćmił oczy, zniekształcił kibić, skaził cerę. Zdawało się, że palec boży dotknął małżonkę księdza. Jak wszystkie bogate gospodynie, cieszyła się widząc szafy pełne sukien jedwabnych, albo w sztukach albo zrobionych i nowych, dalej koronek, klejnotów, których nie nosiła nigdy i które służyły jej jedynie aby rodzić grzech zazdrości, nieraz bowiem młode służące pana Rigou życzyły jej śmierci. Była to jedna z owych pół-kobiet pół-bydląt, stworzonych do życia instynktem. Ta ex-piękna Arsena była bezinteresowna; toteż zapis nieboszczyka proboszcza Niseron byłby niezrozumiały bez ciekawego wypadku, który go natchnął, i który warto przytoczyć ku nauce olbrzymiego plemienia spadkobierców.