Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/96

Ta strona została przepisana.

odmianach, jedna naturalna, druga wyostrzona klasztornem wychowaniem.
Kiedy Vaudoyer opuścił karczmę Pod Wiechą aby się poradzić dawnego mera, była mniej więcej czwarta. O tej godzinie Rigou jadał obiad.
Znajdując drzwi zamknięte, Vaudoyer zajrzał pod firankę i krzyknął: „Panie Rigou, to ja, Vaudoyer“...
Jan wyszedł bramą i Wpuścił Vaudoyera, powiadając: „Idź do ogrodu, pan ma gości“.
Tymi „gośćmi“ był Sibilet, który, pod pozorem porozumienia się co do wyroku który doręczył Brunet, mówił ze starym Rigou o wielu innych sprawach. Zastał lichwiarza przy deserze.
Na kwadratowym stole, na lśniącym obrusie, albowiem, niewiele dbając o trud żony i Anusi, Rigou żądał czystej bielizny codzień, rządca ujrzał salaterkę truskawek, brzoskwinie, morele, wiśnie, migdały, wszystkie owoce sezonu, podane w obfitości na białej porcelanie i na liściach wina, prawie tak apetycznie jak w Aigues.
Widząc Sibileta, Rigou polecił mu zaryglować podwójne drzwi, które wprawiono zarówno dla ochrony od zimna, jak dla przytłumienia głosu, poczem zapytał go, co za nagląca sprawa każe mu przychodzić do niego w dzień, gdy może tak bezpiecznie naradzać się w nocy.
— Chodzi o to, że Tapicer wybiera się do Paryża, do ministra. Mógłby tam panu narobić wiele złego, zażądać przeniesienia pańskiego zięcia, sędziów z La-Ville-aux-Fayes, samego prezydenta, zwłaszcza gdy