Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

uchybić winnemu szacunkowi, zamknęła się wreszcie w niemocie. Jednego dnia, doprowadzona do ostateczności, rzekła:
— Ależ ojcze, jest bardzo prosty sposób aby uzyskać wszystko: niech ojciec zapłaci długi Dawida, wróci tu, porozumiecie się z sobą.
— Aha! oto wszystko czego chcecie odemnie! wykrzyknął; dobrze to wiedzieć.
Stary Séchard, który nie wierzył w syna, wierzył w Cointetów. Cointetowie, których poszedł się poradzić, olśnili go rozmyślnie, powiedając, że odkrycie jego syna, to rzecz miljonowa.
Nieufny starzec zasięgnął tyle informacyj przepijając po łyczku z robotnikami, wziął tak dobrze na spytki Petit-Clauda udając tumana, iż w końcu zaczął podejrzewać Cointetów że to oni kryją się za Métivierem. Wpadł na myśl, iż pragną zrujnować drukarnię oraz wycisnąć zeń swą wierzytelność, biorąc go na lep odkrycia; stary wieśniak bowiem nie mógł odgadnąć wspólnictwa Petit-Clauda ani machinacyj dążących do tego, aby, prędzej lub później, owładnąć tajemnicą Dawida. Wreszcie, jednego dnia, starzec, doprowadzony do rozpaczy tem iż nie może zwalczyć milczenia synowej ani nawet wycisnąć z niej wiadomości o kryjówce syna, postanowił się wedrzeć do pracowni, dowiedziawszy się wreszcie że Dawid robił tam doświadczenia. Pewnego ranka, zeszedł na dół i zaczął majstrować koło zamku.
— Hej, hej, cóż wy tam robicie, ojcze Séchard, krzyknęła Maryna, która wstawała o świcie aby iść do fabryki, i poskoczyła na ten widok.
— Czy nie jestem u siebie w domu, Maryna? rzekł stary, zawstydzony.
— A to co! chcecie się stać złodziejem na stare lata?... A przecież jeszczeście na czczo... Opowiem to zaraz, jak stoję, naszej pani.
— Cicho siedź, Maryna, rzekł stary, wyjmując z kieszeni dwa sześciofrankowe talary. Masz...