Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz tedy zamiar przyjąć?... krzyknęła pani Séchard przestraszona.
Wywiązała się w tej kwestji polemika między bratem a siostrą. Zdrowy rozsądek mieszkanki prowincji powiadał Ewie, że należy się pokazywać światu jedynie z uśmiechniętą twarzą i w nienagannym stroju; ale pod tem kryła się jeszcze jej prawdziwa myśl:
— Dokąd ten obiad zawiedzie Lucjana? Jakie nań ma zamiary ten wielki świat? Czy nie knują czegoś przeciw niemu?
Wreszcie, udając się na spoczynek, Lucjan rzucił siostrze:
— Ty sobie nie zdajesz sprawy z mego wpływu! żona prefekta zlękła się dziennikarza; zresztą, w hrabinie du Châtelet tkwi zawsze jeszcze dawna Luiza! Kobieta, która uzyskała tyle faworów, może ocalić Dawida! Powiem jej o odkryciu którego mój brat dokonał; uzyskać dziesięć tysięcy od ministerstwa będzie dla niej drobnostką.
O jedenastej wieczór, Lucjan, siostra, matka i stary Séchard, jak również Kolb i Maryna zbudzili się, wyrwani ze snu przez orkiestrę miejską wzmocnioną muzyką załogi, i ujrzeli plac pełen ludzi. Młodzież miejscowa wyprawiała serenadę dla Lucjana Chardon de Rubempré. Lucjan stanął w oknie i, po ostatnim utworze, wśród najgłębszego milczenia, rzekł:
— Dziękuję wam, rodacy, za zaszczyt jaki mi czynicie, zaszczyt, którego będę się starał być godny; darujcie mi, że nie powiem więcej: wzruszenie moje jest tak żywe, że nie pozwala mi znaleźć słów.
— Niech żyje autor Gwardzisty!... Niech żyje autor Stokroci!... Niech żyje Lucjan de Rubempré!
Po tych trzech salwach, wzniesionych przez kilka głosów, trzy wieńce wraz z kilkoma bukietami wpadły, zręcznie rzucone, przez okno do mieszkania. W dziesięć minut później, plac był pusty i cichy.