Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

nem mieście. Na sposób owego króla Francji, który się nie mści za księcia Orleanu, Luiza nie chciała pamiętać zniewag wyrządzonych w Paryżu pani de Bargeton. Chciała wziąć Lucjana pod swój patronat, zmiażdżyć go protekcją i pozbyć się go w przyzwoity sposób. Świadomy, drogą plotek, całej paryskiej intrygi, Petit-Claud dobrze odgadł tę nienawiść, jaką kobieta żywi dla mężczyzny, który nie umiał kochać jej w chwili gdy miała ochotę być kochaną.
Nazajutrz po owacji która była usprawiedliwieniem przeszłości Ludwiki de Nègrepelisse, aby do reszty odurzyć Lucjana i ugnieść go w rękach, Petit-Claud zjawił się u pani Séchard na czele sześciu młodych ludzi, ex-kolegów Lucjana.
Deputację tę wysłali do autora Stokroci i Gwardzisty Karola IX jego koledzy, aby go zaprosić na bankiet jaki zamierzali wydać na cześć wielkiego człowieka wyrosłego z ich szeregów.
— Patrzcie! to ty, Petit-Claud! wykrzyknął Lucjan.
— Twój powrót tutaj, rzekł Petit-Claud, pobudził naszą miłość własną, wzięliśmy na ambit, zebraliśmy składkę i gotujemy dla ciebie wspaniały bankiet. Dyrektor kolegjum i profesorowie będą również; jak się rzeczy zapowiadają, będziemy mieli z pewnością i władze.
— Na kiedyż to? spytał Lucjan.
— W najbliższą niedzielę.
— Niemożliwe, odparł poeta; mógłbym przyjąć aż za dziesięć dni... wówczas, bardzo chętnie...
— A zatem, na twoje rozkazy, rzekł Petit-Claud; dobrze, za dziesięć dni.
Lucjan był czarujący wobec dawnych kolegów, którzy okazywali mu podziw graniczący ze czcią. Podtrzymywał, przez jakie pół godziny, nader błyskotliwą rozmowę, czuł się bowiem na piedestale i chciał usprawiedliwić opinję świata: zatknął ręce za kamizelkę, przemawiał jak człowiek który widzi rzeczy z wysokości na której współobywatele go postawili. Był skromny, przystępny,