woli. Na zakończenie, tylko jedno słowo, przyjacielu: liczę na ciebie, jak ty możesz liczyć na tego, który się pisze
„Adresuj wszystko do biura dyliżansów poste restante“.
List ten, w którym Lucjan, pod wpływem świeżego sukcesu, odzyskał ton dawnej wyższości, przypomniał mu Paryż. Od tygodnia pogrążony w beznadziejnym spokoju prowincji, obracał się myślą ku barwnym niedolom Paryża: uczuł nieokreślone żale, cały tydzień marzył o hrabinie du Châtelet. Przywiązywał tyle wagi do swego pojawienia się w świecie, że, kiedy, z zapadnięciem nocy, schodził do Houmeau aby spytać w biurze dyliżansów o pakiety z Paryża, przechodził wszystkie męki niepewności jak kobieta która pomieściła swoje ostatnie nadzieje w oczekiwanej tualecie i która traci widoki otrzymania jej.
— Ach! Lousteau! przebaczam ci twoje zdrady, rzekł w duchu, widząc z kształtu, że przesyłka musi zawierać wszystko o co prosił.
W pudelku z kapeluszem znalazł następujący list:
„Moje drogie dziecko!
Krawiec znalazł się bardzo correct; ale, jak to przeczuł twój głęboki retrospektywny rzut oka, krawaty, kapelusz, pończochy wniosły niepokój w nasze serca, nie miały bowiem czego zaniepokoić w naszych sakiewkach. Mówiliśmy nieraz z Blondetem: możnaby zrobić majątek, zakładając firmę, gdzieby młodzi ludzie mogli dostać przedmioty niewielkiej ceny. Ostatecznie bowiem płacimy w końcu bardzo drogo to czego nie płacimy. Zresztą, wielki Napoleon, zahamowany w wyprawie na Indje brakiem pary butów, powiedział: Sprawy łatwe nigdy nie przychodzą do skutku! Zatem, wszystko szło, z wyjątkiem obuwia... Widziałem cię wyfraczonym bez kapelusza, ukamizelczonym bez butów, i myślałem ci już posłać