rewji, w chwili właśnie gdy służba jego miała się kończyć. Kolb zaszedł odwiedzić Dawida i zadurzył się w grubej Marynie, odkrywając w niej wszystkie zalety jakich człowiek z jego klasy szuka w kobiecie: tryskające z policzków zdrowie, siłę godną mężczyzny, która pozwalała Marynie podnosić bez trudności płytę pełną czcionek, ślepą uczciwość Alzatki, poświęcenie dla chlebodawców będące dowodem charakteru, oszczędność wreszcie, której zawdzięczała sumkę tysiąca franków, bieliznę, suknie i inne drobne sprzęty iście prowincjonalnej schludności. Maryna, tęga i zażywna, licząca trzydzieści sześć lat, mile połechtana atencjami kirasjera wysokiego na pięć stóp i siedm cali, dobrze zbudowanego, mocnego jak koń, podsunęła mu oczywiście myśl poświęcenia się drukarstwu. W chwili gdy Alzatczyk otrzymał zwolnienie z armji, Maryna i Dawid wyhodowali zeń już wcale przyzwoitego niedźwiedzia, mimo że nie umiał czytać ani pisać. Składanie robót tak zwanych miastowych nie było w tym kwartale tak obfite, aby Cérizet nie mógł im nastarczyć. Będąc w jednej osobie zecerem, metrampażem i protem, Cérizet wcielał to, co Kant nazywa trojakością zjawiska: składał, poprawiał swój skład, wpisywał zamówienia i wystawiał rachunki; ale najczęściej, niezatrudniony, czytywał romanse w swej klatce, czekając zamówienia jakiegoś afiszu lub zawiadomień o ślubie. Maryna, wyrobiona przez starego Séchard, przygotowywała papier, wilżyła go, pomagała Kolbowi drukować, rozciągała, przycinała, co jej nie przeszkadzało krzątać się w kuchni i śpieszyć z koszykiem na targ co rano.
Kiedy Ewa poleciła Cérizetowi aby przedłożył rachunki z półrocza, przekonała się, iż dochód wynosił ośmset franków. Wydatek, licząc po trzy franki na Cérizeta i Kolba, którzy pobierali dziennie jeden dwa franki a drugi franka, dochodził sześciuset franków. Otóż, ponieważ koszt materjału jakiego wymagały zamówienia wynosił sto i coś franków, jasne było dla Ewy, iż, podczas pierwszych miesięcy małżeństwa, Dawid stracił sumę czynszu, procent od kapitału jaki przedstawiała wartość inwentarza
Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.