o twarzy żółtej jak świeca i pocentkowanej plamami, z zaciśniętemi ustami i oczyma kota, nie unosił się nigdy; słuchał, z nabożnym spokojem, najgrubszych obelg i odpowiadał łagodnie. Chodził na mszę, do spowiedzi, i komunikował się. Pod obleśnemi pozorami, pod zewnętrzną miękkością, ukrywał on iście księżą ambicję i wytrwałość oraz chciwość kupca pożeranego pragnieniem bogactw i zaszczytów. Od r. 1820, wielki Cointet pragnął tego, co całe mieszczaństwo uzyskało wreszcie z rewolucją r. 1830. Pełen nienawiści do arystokracji, obojętny w rzeczach religji, był on dewotem, jak Bonaparte był montagnardem. Jego krzyż pacierzowy giął się ze zdumiewającą elastycznością wobec szlachty i władz, dla których robił się mały, pokorny, ustępliwy. Wreszcie — aby odmalować tego człowieka rysem którego znaczenie potrafią ocenić ludzie żyjący w świecie interesów — nosił niebieskie szkła, któremi zasłaniał oczy, pod pozorem ochrony przed blaskiem, w mieście gdzie budowle są białe i gdzie położenie samo wzmaga nasilenie światła. Mimo iż wzrostu niemal średniego, wydawał się duży z przyczyny swej chudości, która ujawniała przywalony pracą temperament, myśl w nieustającej fermentacji. Jezuicką fizjognomję uzupełniały uczesane płasko włosy, szpakowate, długie, ucięte na sposób księży, oraz strój, który, od siedmiu lat, składał się z czarnych pantalonów, czarnych pończoch, czarnej kamizelki i orzechowego surduta. Nazywano go wielkim Cointet dla odróżnienia od brata, którego zwano grubym Cointet, wyrażając w ten sposób przeciwieństwo zarówno we wzroście jak w zdolnościach dwóch braci, jednako zresztą niebezpiecznych. W istocie, Jan Cointet, poczciwy grubas o flamandzkiej twarzy, ściemnionej angulemskiem słońcem, mały i krótki, brzuchaty jak Sanszo, z uśmiechem na ustach, barczysty, przedstawiał uderzający kontrast z bratem. Jan różnił się od brata nietylko fizjognomją i inteligencją: wyznawał zasady prawie liberalne, reprezentował lewe centrum, chodził na mszę tylko w niedzielę i znakomicie się porozumiewał z kupcami przekonań liberalnych. Niektórzy utrzymywali, że ta rozbieżność przekonań
Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.