dania mu swego pana, aby się dowiedzieć jakiego rodzaju pułapki grożą Dawidowi i ubezpieczyć go od nich. Skoro kucharka wyszła do drzwi, Kolb oświadczył że ma interes do pana Doublon. Niezadowolona iż przeszkodzono jej w zmywaniu statków, kobieta otworzyła drzwi, polecając Kolbowi, którego nie znała, aby zaczekał w kancelarji; następnie poszła uprzedzić pana, że jakiś człowiek pragnie z nim mówić. To wyrażenie człowiek tak niewątpliwie oznaczało wieśniaka, iż Doublon rzekł:
— Niech czeka!
Kolb ulokował się blisko drzwi gabinetu.
— No więc? jak zamierzacie wziąć się do rzeczy? gdybyśmy mogli przyskrzynić go jutro rano, oszczędzilibyśmy na czasie, rzekł gruby Cointet.
— Ba! toć to dobra dusza: sam wlezie nam w ręce, wykrzyknął Cérizet.
Poznawszy głos grubego Cointet, zwłaszcza zaś słysząc te dwa zdania, Kolb odgadł natychmiast że idzie o Dawida; zdumienie jego wzrosło, kiedy poznał głos Cérizeta.
— Chłobag gdóry jatł jeko chlep, wykrzyknął w duchu ze zgrozą.
— Moje dzieci, rzekł Doublon, oto jak trzeba się wziąć do rzeczy. Rozrzucimy naszych ludzi w znacznej odległości od ulicy de Beaulieu i placu du Mûrier, we wszystkich kierukach, w ten sposób aby, bez jego wiedzy, postępować w tropy ptaszka; nie opuścimy go póki nie wejdzie do domu który obierze sobie za kryjówkę; zostawimy mu parę dni spokoju, następnie przykryjemy go tam pewnego pięknego dnia, przed wschodem albo po zachodzie słońca.
— Ale co on robi w tej chwili? może się nam wymknąć, rzekł gruby Cointet.
— Jest u siebie, rzekł imć Doublon, gdyby wyszedł, wiedziałbym o tem. Jeden z moich ludzi stoi na posterunku na placu, dru-
Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.