Amelja i Fifi wróciły do salonu, unosząc to słowo jako nowy żer dla drwinek. Lucjan wymówił się od deklamacji, tłómacząc się brakiem pamięci. Kiedy się znów pojawił w salonie, nie budził już żadnego zainteresowania: każdy zajęty był rozmową lub grą. Poeta zbył się już wszystkich promieni; właściciele ziemscy nie widzieli w nim nic; ludzie z pretensjami obawiali się go, jako elementu niebezpiecznego dla ich ignorancji; kobiety, zazdrosne o panią de Bargeton, Beatryczę tego nowego Danta, wedle wyrażenia generalnego wikarjusza, rzucały mu zimne i wzgardliwe spojrzenia.
— Oto świat! powtarzał sobie Lucjan, wracając do Houmeau okrężnemi drogami; są bowiem chwile w życiu, w których człowiek chętnie obiera najdalszą drogę, aby przedłużyć bieg myśli w których tonie i z których falą chce płynąć.
Zamiast podciąć w nim odwagę, wściekłość odtrąconej ambicji dawała Lucjanowi nową energję. Jak wszyscy ludzie, pociągnięci instynktem w podniosłą sferę w którą weszli zanim mają siłę się w niej utrzymać, obiecywał sobie wszystko poświęcić, byle pozostać w arystokratycznym świecie. Idąc, rozbierał kolejno zatrute strzały któremi go ugodzono; mówił głośno sam do siebie, miażdżył głupców z którymi miał do czynienia; znajdował cięte odpowiedzi na ich głupie pytania i wściekał się że dowcip przychodzi mu tak po niewczasie. Skoro zbliżył się do gościńca ku Bordeaux, wijącego się u stóp góry i ocierającego się o brzgi Charenty, zdało mu się, iż w świetle księżyca spostrzega Ewę i Dawida siedzących na pniu nad rzeką, opodal fabryki; zeszedł ku nim małą ścieżynką.
Podczas gdy Lucjan biegł po swoje udręczenia do pani de Bargeton, siostra włożyła perkalową suknię w drobne paseczki, słomkowy kapelusz, lekki jedwabny szal: ubiór prosty, ale który robił wrażenie strojności, jak bywa u osób, których naturalny wykwint podnosi najmniejsze przybory. Toteż, kiedy porzucała strój robotnicy, Ewa nadzwyczaj onieśmielała Dawida. Mimo iż drukarz zdecydowany był mówić o swojej sprawie kiedy podał rękę pięknej Ewie aby ją prowadzić przez Houmeau, nie zdolny był wykrztusić
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.