Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

wrócić do domu raz wyszedłszy, toby nie dowodziło niczego. Teraz, czy Stanisław widział fałszywie czy miał słuszność, trzeba aby się mylił. Droga Nais, nie zostawiaj swego życia, honoru, przyszłości na igraszkę w rękach głupca; natychmiast trzeba go zmusić do milczenia. Zna pani moje położenie tutaj? Mimo iż potrzebuję potrosze wszystkich, jestem pani zupełnie oddany. Rozporządzaj życiem, które do ciebie należy. Jakkolwiek odtrąciłaś moje marzenia, serce moje zawsze pozostanie twojem i w każdej sposobności potrafię ci dowieść, jak bardzo cię kocham. Tak, będę czuwał nad tobą niby wierny sługa, bez nadziei nagrody, jedynie dla przyjemności jaką znajduję w tem aby ci służyć, nawet bez twej wiedzy. Dziś rano, oświadczyłem wszędzie, że byłem w drzwiach i nie widziałem nic. Jeżeli cię spytają kto panią uprzedził o tych plotkach, powołaj się na mnie. Byłoby dla mnie zaszczytem być twym jawnym obrońcą; ale, otwarcie mówiąc, pan de Bargeton jest jedyny człowiek, który może zażądać rachunku od Stanisława... Gdyby nawet ten głuptasek Rubempré popełnił jakie szaleństwo, honor kobiety nie może być na łasce pierwszego warjata, który jej padnie do nóg. Oto, co powiedziałem.
Nais podziękowała Châteletowi skinieniem głowy i zadumała się. Czuła się znużona, aż do wstrętu, życiem prowincji. Za pierwszem słowem pana Châtelet, myśl jej spoczęła na Paryżu. Milczenie pani de Bargeton postawiło jej przemyślnego przyjaciela w kłopotliwem położeniu.
— Rozporządzaj mną pani, rzekł, powtarzam.
— Dziękuję, odparła.
— Co pani zamierza uczynić?
— Zobaczę.
Długie milczenie.
— Czy tak bardzo pani kocha tego malca?
Na ustach Nais zaigrał dumny uśmiech; zaplotła na piersiach ramiona, wodząc oczyma po ścianach buduaru. Châtelet wyszedł,