teorji. Doszedł do tego, iż jednym rzutem oka oceniał cenę stronnicy i arkusza, w każdym rodzaju pisma. Dowodził naiwnym klientom, że składanie dużemi czcionkami wypada drożej niż drobnemi; kiedy znów chodziło o małe, powiadał, że manipulacja jest trudniejsza. Ponieważ skład był działem typografji na którym nie rozumiał się nic, tedy w obawie, aby go nie oszukiwano, godził się jedynie na akord. Jeżeli składacze pracowali na godziny, oko starego nie opuszczało ich ani na chwilę. Kiedy dowiedział się, że fabrykant jakiś jest w kłopocie, skupywał za bezcen papier i gromadził go. Toteż w tej epoce był już właścicielem domu, w którym drukarnia mieściła się od niepamiętnych czasów. Szczęściło mu się w każdym kierunku: owdowiał i miał tylko jednego syna; umieścił go w liceum, nietyle aby mu dać wykształcenie, ile aby sobie przygotować następcę. Obchodził się z nim surowo, aby przedłużyć trwanie władzy ojcowskiej. I tak, w dnie wolne, kazał mu pracować przy składzie, upominając aby się nauczył zarabiać na życie, tak aby się kiedyś odwdzięczył biednemu ojcu, który krwi sobie upuszcza aby go wychować. Po wyjeździe księdza, Séchard zrobił protem[1] zecera, którego przyszły biskup wskazał mu jako uczciwego i inteligentnego człowieka. W ten sposób, starowina zapewnił sobie możność doczekania chwili, w której syn będzie mógł prowadzić zakład, i rozszerzy go młodemi i umiejętnemi rękami. Dawid Séchard ukończył w liceum angulemskiem świetne studja. Mimo iż, wyrósłszy z niedźwiedzia, bez wykształcenia i wychowania, stary Séchard dosyć lekceważył wiedzę, wysłał syna do Paryża, aby tam studjował typografję. Równocześnie, zalecił mu usilnie, aby sobie uskładał sporą sumkę w mieście które nazywał rajem robotników, radząc zgoła nie liczyć na sakiewkę ojcowską. Kształcąc się w swoim zawodzie, Dawid dokończył równocześnie w Paryżu edukacji. Prot firmy Didotów stał się uczonym. Z końcem roku 1829, Dawid Séchard opuścił Paryż, gdzie nie kosztował ojca
- ↑ Kierujący robotami w zecerni, „metrampaż“.