dzie stworzeni do wielkości, kobiety, które, pokierowane przez szkołę życia i urobione przez wyższe umysły, mogłyby być czarujące.
Pani de Bargeton chwytała za lirę dla lada drobiazgu, nie odróżniając poezji osobistej od poezji publicznej. Istnieją, w istocie owe niezrozumiane wzruszenia, które trzeba zachować dla siebie. Niewątpliwie, zachód słońca jest wspaniałym poematem, ale czyż nie jest śmieszną kobieta, która maluje go wielkiemi słowy przed gromadą zwykłych zjadaczy chleba? Istnieją rozkosze, któremi karmić się i które wspólnie odczuwać może jedynie dwóch poetów, dwa serca. Nais miała tę wadę, iż lubiła używać owych olbrzymich zdań, brzemiennych napuszonemi wyrazami, zdań tak dowcipnie nazwanych tartynkami w gwarze dziennikarstwa, które przyrządza je codzień, i to bardzo niestrawne, dla czytelników, ci zaś łykają je, mimo wszystko. Miała zwyczaj nadmiernie rozrzucać superlatywy, które śrubowały jej konwersację na niebotyczne wyżyny; każdy drobiazg nabierał gigantycznych proporcyj. W owej epoce zaczęła wszystko typizować, indywidualizować, syntetyzować, dramatyzować, superioryzować, analizować, poetyzować, prozaizować, neologizować i tragizować; gdyż trzeba na chwilę pogwałcić język, aby odmalować modne dziwactwa w których grzęźnie wiele kobiet. Umysł jej rozpalał się zresztą tak jak jej styl. Dytyramb miała zarówno w sercu jak na ustach. Płonęła, omdlewała: entuzjazmowało ją wszystko: poświęcenie siostry miłosierdzia i stracenie braci Faucher, ucieczka Lavalette‘a jak przygoda jednej z przyjaciółek, która, udając gruby głos, wystraszyła złodziei. Wszystko dla niej było wzniosłe, nadzwyczajne, dziwne, czarujące, boskie. Zapalała się, unosiła, omdlewała, wzbijała w górę i opadała, zatapiała wzrok w niebiosach to znów opuszczała go ku ziemi; oczy jej napełniały się ustawicznie łzami. Spalała życie w ciągłych zachwytach, lub trawiła je w przesadnych oburzeniach. Uwielbiała paszę Janina, byłaby chciała walczyć z nim w jego seraju; znajdowała wielkim los kobiety zaszytej w worek i wrzuconej do wody. Za-
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.