się nawet przyciągnąć stół, aby się na nim oprzeć; Ewa przestrzegała go, aby, w tem arystokratycznem sanktuarjum, nie ważył się pozwalać sobie na tę naganną swobodę. Odprowadziła go aż do bramy św. Piotra, śledziła go wzrokiem gdy szedł ulicą do alei w której go miał oczekiwać pan du Châtelet. Poczciwa dziewczyna wróciła do domu cała wzruszona, jakgdyby się spełniła jakaś wielka rzecz. Lucjan u pani de Bargeton, to było dla Ewy jakby zaranie świetnej przyszłości. Ta święta istota nie wiedziała, że, gdzie zaczyna się ambicja, tam kończą się naiwne uczucia. W miarę jak Lucjan zbliżał się do pałacu, oswajał się stopniowo z rzeczywistością. Ten Louvre, tak wyolbrzymiony jego wyobraźnią, był to dom wybudowany z wapiennego kamienia, obfitego w tej okolicy, któremu czas nadał złotawą patynę. Wygląd dość smutny od ulicy, wewnątrz był bardzo skromny: był to dziedziniec prowincjonalnego domu, schludny i zimny; architektura prosta, niemal klasztorna, dobrze zachowana. Lucjan wszedł po starych schodach z drewnianą balustradą; począwszy od pierwszego piętra, schody nie były już kamienne lecz drewniane. Minąwszy lichy przedpokój, wielki słabo oświetlony salon, ujrzał władczynię w małym saloniku, wykładanym boazerjami w smaku XVIII wieku, malowanemi na szaro. Ściany obite były starym czerwonym adamaszkiem. Meble o staroświeckim kształcie kryły się smutno pod pokrowcami w kratę, białą z czerwonem. Poeta ujrzał panią de Bargeton siedzącą na wyścielanej kanapie, przy okrągłym stole pokrytym zielonym dywanikiem, ze staroświeckim świecznikiem o dwóch świecach.
Królowa nie podniosła się z miejsca, wykręciła się tylko wdzięcznie na kanapce, uśmiechając się do poety, którego ten wężowy ruch zachwycił: zdawał mu się dystygowany. Nadzwyczajna piękność Lucjana, jego nieśmiałość, jego głos, wszystko ujęło panią de Bargeton. Poeta był już poezją. Młody człowiek objął ukradkowym rzutem oka tę kobietę, która wydała mu się w harmonji ze swym rozgłosem: nie zawiodła jego pojęć o wielkiej damie. Pani de Bargeton nosiła, idąc za nową modą, czarny aksa-
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.