wierszy aby mieć prawo wrócić, pani de Bargeton wspomniała o nich jedynie poto, aby go zachęcić do odczytania ich któregoś dnia. Czyż to nie był już jakby pierwszy spisek? Pan Sykstus du Châtelet nie był rad z tego przyjęcia. Spostrzegł, późno nieco, możliwego rywala w tym urodziwym młodzieńcu. Odprowadził Lucjana do pierwszego zakrętu, w zamiarze rozwinięcia kunsztów swej dyplomacji. Lucjan zdziwił się niemało, słuchając jak pan dyrektor podatków pośrednich przyznaje sobie zasługę wprowadzenia go i daje mu, z tego tytułu, rozmaite rady.
„Dałby Bóg, aby spotkał się tam z lepszem przyjęciem niż on sam, mówił pan du Châtelet. Sam Dwór mniej jest z pewnością nadęty i nieprzystępny niż ta gromada mamutów. Trzeba być przygotowanym na śmiertelne ukłucia, znosić upokarzające lekceważenie. Rewolucja z r. 1789 musi na nowo wybuchnąć jeżeli ci ludzie się nie odmienią. Co do niego, pana du Châtelet, to, jeżeli bywa jeszcze w tym świecie, to jedynie ze względu na panią de Bargeton, jedyną kobietę którą można brać serjo w całem Angoulême. Zaczął (powiadał baron) umizgać się do niej dla zabicia czasu, i, sam nie wiedząc kiedy, zakochał się do szaleństwa. Spodziewa się, iż wkrótce będzie należeć do niego, kocha go, wszystko pozwala mu w to wierzyć. Kapitulacja tej dumnej królowej będzie jedyną zemstą, jaką chce dosięgnąć to głupie gniazdo szlachciurów“.
Châtelet mówił o swej miłości, jak człowiek któryby się nie cofnął przed zgładzeniem rywala, gdyby ktoś ośmielił się stanąć mu w drodze. Podstarzały motylek Cesarstwa runął całym swoim ciężarem[1] na biednego poetę, próbując zmiażdżyć go wagą swej osoby, a zarazem napędzić mu strachu. Powiększył się w jego oczach, opowiadając niebezpieczeństwa swej podróży i to nieco
- ↑ Ten motylek spadający całym ciężarem na Lucjana, to przykład jednego z owych kwiatków, które dość często szpecą bujną wegetację stylu Balzaca.