z bogatej, żyznej, niezmiennej ziemi. Ewa niejednokrotnie już odgadła siłę ukrytą pod tą słabością; czuła tyle wdzięczności dla Dawida za jego nieśmiałość, że najlżejsze wydarzenie mogło sprowadzić bliższe zespolenie serc.
Lucjan zastał Ewę w otwartych drzwiach, i nic nie mówiąc, usiadł przy prostym drewnianym stole bez obrusa, na którym stało jego nakrycie. Biedne to gospodarstwo posiadało jedynie trzy srebrne nakrycia, i Ewa używała ich wyłącznie dla ukochanego brata.
— Cóż ty tam czytasz? rzekła, podając półmisek zdjęty z ognia.
Lucjan nie odpowiedział. Ewa wzięła talerzyk, wdzięcznie obłożony winnemi liśćmi i postawiła go na stole wraz z garnuszkiem śmietanki.
— Patrz, Lucjanie, dostałam dla ciebie poziomek.
Lucjan tak zatopiony był w czytaniu, że nie słyszał. Wówczas, Ewa siadła koło niego bez najlżejszej urazy; czułość bowiem siostrzana znajduje niezmierną przyjemność w braterskiej bezceremonialności.
— Ale co tobie? wykrzyknęła widząc łzy błyszczące w oczach brata.
— Nic, nic, Ewuś, rzek ujmując siostrę wpół, przyciągając ją do siebie z dziwną czułością, całując jej czoło, włosy, szyję.
— Kryjesz się przedemną?
— Więc słuchaj, kocha mnie!
— Wiedziałam że to nie dla mnie te pocałunki, rzekła z dąsem biedna siostra, rumieniąc się.
— Będziemy wszyscy szczęśliwi, wykrzyknął Lucjan, łykając zupę wielkiemi łyżkami.
— Będziemy? powtórzyła Ewa.
Tknięta tem samem przeczuciem, które ogarnęło Dawida, dodała:
— Będziesz nas mniej kochał!
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.