cia; wypowiadał swoje potrzeby, swoje wrażenia, które, dla niego, były czemś nakształt myśli. Nie mówił o deszczu ani o pogodzie; nie wpadał w owe pospolite ogólniki, które stanowią ucieczkę głupców; przeciwnie, poruszał najpoufniejsze sprawy istnienia. — „Żona namówiła mnie dziś rano na cielęcinę, którą sama bardzo lubi, i dziwnie mi teraz nieswojo na żołądku. Wiem że tak będzie, a zawsze dam się złapać; niech mi pan wytłómaczy coś podobnego?“ Albo: — „Miałem właśnie zadzwonić, aby mi podano szklankę wody z cukrem, może i pan sobie życzy za jednym zachodem?“ Albo: — „Jutro przejadę się konno, wybiorę się do teścia“. Te zwięzłe zdańka, które nie dawały tematu do dyskusji, wyrywały krótkie tak lub nie z ust gościa, poczem rozmowa padała na płask. Wówczas, pan de Bargeton żebrał pomocy interlokutora, zwracając ku niemu swój nos opasłego mopsa; wytrzeszczał nań tępe oczy w sposób mający oznaczać: — I cóż pan powie? Nudziarzy lubiących rozprawiać o sobie ubóstwiał poprostu; przysłuchiwał się im z wytężoną i delikatną uwagą, która czyniła go w ich oczach tak cennym partnerem rozmowy, że gaduły z Angoulême przypisywały mu tajoną inteligencję i dopatrywały się niesprawiedliwości w powszechnym o nim sądzie. Toteż, skoro im już brakło słuchaczy, szli kończyć swoje opowiadania lub wywody przed poczciwym szlachcicem, pewni że spotkają się i pełnym uznania uśmiechem. W salonie żony, codzień pełnym gości, czuł się pan de Bargeton wyśmienicie. Zajmował się najdrobniejszemi szczegółami: patrzał kto wchodzi, witał nowoprzybyłego z uśmiechem i prowadził go do żony; śledził tych którzy mieli się do odejścia i odprowadzał ich do drzwi, odwzajemniając ukłon swoim wieczystym uśmiechem. Gdy wieczór był ożywiony i gdy już widział iż każdy jest przy swem zajęciu, wówczas, szczęśliwy w swojej niemocie, wystawał jak bocian na długich nogach, udając iż przysłuchuje się politycznej rozmowie; lub też przyglądał się kartom któregoś z graczy, nic nie rozumiejąc, bo nie miał pojęcia o żadnej grze; wreszcie przechadzał się zażywając tabakę i oddając się szczęśliwemu trawieniu. Anais stanowiła
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.