wdzięk jego życia, dawała mu niesłychane rozkosze. Gdy robiła honory w salonie, wyciągał się w berżerce podziwiając ją, ponieważ zdejmowała zeń ciężar rozmowy. Sprawiało mu przyjemność odgadywać sens jej odezwań; że zaś często chwytał go aż w długi czas po wygłoszeniu zdania, pozwalał sobie na śmiechy, które strzelały niby zagrzebane w ziemi i potrącone nogą granaty. Szacunek jego dla żony graniczył z ubóstwieniem; a czyż ubóstwienie czegokolwiek nie starczy na szczęście całego życia? Jako rozumna i szlachetna osoba, Anais nie nadużywała swej przewagi, odgadłszy w mężu ową łatwą naturę dziecka, które niczego innego nie pragnie jak tylko aby niem kierowano. Nauczyła się dbać o niego tak jak się dba np. o płaszcz; utrzymywała go czysto, czesała, karmiła, pielęgnowała; czując tę dbałość, pan de Bargeton nabrał dla żony psiego wprost przywiązania. Tak łatwo jest dawać szczęście, które nic nie kosztuje! Pani de Bargeton, nie widząc u męża innej słabości prócz dobrego stołu, dawała mu znakomite obiady; miała dlań współczucie; nigdy się na niego nie skarżyła, tak iż ten i ów, nie rozumiejąc iż źródłem milczenia jest jej duma, przypisywał panu de Bargeton jakieś ukryte przymioty. Ułożyła go zresztą niemal po żołniersku, tak iż człowiek ten ślepo poddawał się we wszystkiem woli żony. Mówiła mu: „Musisz iść z wizytą do pana X, lub pani Y“, i szedł natychmiast, jak żołnierz na posterunek. W jej obecności, trzymał się nieruchomo, jakby prezentując broń. W tej chwili, była mowa o tem, aby przeprowadzić wybór tego Milczka na posła. Lucjan bywał w tym domu zbyt krótko, aby uchylić zasłonę, pod którą ukrywał się ów nieprawdopodobny charakter. Pan de Bargeton, zatopiony w swojej berżerce i zdający się wszystko widzieć i rozumieć, otulony w godność milczenia, zdawał mu się imponującą osobistością. Zamiast go uważać za kamienny słupek, Lucjan uczynił zeń groźnego Sfinksa, mocą tej skłonności, która ludziom obdarzonym wyobraźnią każe wszystko powiększać i wszystkiemu dawać życie; uważał tedy za potrzebne zabiegać o jego łaski.
— Zjawiam się pierwszy, rzekł, kłaniając się z dozą uszano-
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.