między Franciszką de la Haye a panem Franciszkiem du Hautoy. Kiedy Jakób polował w okolicy, każdy pytał go o Frania, on zaś opowiadał o drobnych niedomaganiach swego dobrowolnego intendenta, okazując większą pieczołowitość o niego niż o żonę. Zaślepienie to wydawało się, u człowieka zazdrosnego z natury, tak osobliwe, że najlepsi przyjaciele pana de Senonches bawili się wyciąganiem go na słówka, objaśniając rzecz tym którzy nie znali tajemnicy, aby im dostarczyć zabawy. Pan du Hautoy był to wymuskany dandys, u którego dbałość o własną osobę wyrodziła się w mizdrzenie i dzieciństwo. Zajmował się swoim kaszlem, snem, trawieniem. Zefiryna doprowadziła swoje factotum do tego iż naprawdę zrobił się chorowity; otulała go w watę, spowijała, opychała lekarstwami; karmiła go wyszukanemi daniami jak salonowego pieska; nakazywała mu lub wzbraniała taką lub inną potrawę; haftowała mu kamizelki, fontazie i chustki do nosa; przyzwyczaiła go w końcu do noszenia tak ładnych rzeczy, iż przekształciła go w rodzaj japońskiego bóstwa. Harmonja między tą parą była bez najlżejszej chmurki: Zizi spoglądała co chwilę na Frania, Franio zdawał się czerpać myśli w oczach Zizi. Ganili, uśmiechali się razem, zdawali się porozumiewać z sobą dla powiedzenia najprostszego „dzieńdobry“.
Najbogatszy właściciel ziemski w okolicy, człowiek będący przedmiotem powszechnej zazdrości, margrabia de Pimentel i jego żona, którzy, we dwoje, reprezentowali czterdzieści tysięcy franków renty i spędzali zimę w Paryżu, przybyli w karecie, wraz ze swymi sąsiadami, baronostwem de Rastignac[1]. Tym ostatnim towarzyszyła ciotka, oraz córki, dwie urocze młode osoby, doskonale wychowane, biedne, ale ubrane z ową prostotą która tak podnosi naturalną urodę. Wejściu tych osób, stanowiących niewątpliwie elitę zebrania, towarzyszyło chłodne milczenie i pełne zazdrości uszanowanie, zwłaszcza gdy każdy zauważył niezwykle czułe powi-
- ↑ Ojcic Goriot, Bank Nucingena etc.