tanie jakiem przyjęła ich pani de Bargeton. Te dwie rodziny należały do niewielkiej ilości ludzi, którzy, na prowincji, trzymają się powyżej plotek, nie mięszają się do żadnej koterji, żyją na uboczu i zachowują godność nakazującą szacunek. Panów de Pimentel i de Rastignac nazywano ich tytułem; żadna poufałość nie łączyła ich żon ani córek z wielkim światem Angoulême; nadto blizko znajdowali się arystokracji dworu, aby się zniżać do prowincjonalnych małostek.
Prefekt i generał zjawili się na końcu w towarzystwie wiejskiego szlachcica, który tego rana przyniósł Dawidowi swój memorjał o jedwabnikach. Był to z pewnością mer jakiegoś kantonu, człowiek zamożny i poważany; ale strój jego i wzięcie zdradzały iż zupełnie odwykł od towarzystwa. Czuł się skrępowany w swoim fraku, nie wiedział co zrobić z rękami, mówiąc kręcił się dokoła interlokutora, podnosił się z krzesła i siadał odpowiadając na pytanie, zdawał się gotów do oddania posług domowych; był kolejno natrętny, niespokojny, poważny, skwapliwie śmiał się z każdego żartu, słuchał ze służalczem nabożeństwem, to znów przybierał wyraz podejrzliwy, myśląc że sobie drwią z niego. Kilka razy, w ciągu wieczora, rozpierany swym memorjałem, usiłował mówić o jedwabnikach; ale nieszczęśliwie trafił na pana de Bartas, który mu odpalił muzyką i na pana de Saintot, który mu przytoczył Cycerona. Gdzieś w połowie wieczoru, biedny mer doszedł w końcu do porozumienia z jakąś wdową i jej córką, paniami du Brossard, nie najmniej interesującemi figurami tego zebrania. Jedno słowo określi wszystko: były równie ubogie jak dobrze urodzone. Ubiór ich zdradzał ową pretensję do stroju, która osłaniała tajoną nędzę. Pani du Brossard wychwalała bardzo niezręcznie i przy każdej sposobności swoją rosłą i pulchną córeczkę, liczącą dwadzieścia siedm lat, która uchodziła za biegłą pianistkę; stroiła ją oficjalnie we wszystkie upodobania ludzi mogących być kandydatami do małżeństwa. W żądzy ustalenia losu kochanej Kamilli, twierdziła, jednego i tego samego wieczoru, że Kamilla lubi koczowniczy tryb garnizonów i spokojne
Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.