— Nie pytaj, duszko: kiedy słyszę czytanie, zaraz mi się oczy kleją.
— Mam nadzieję, że Nais nie zechce nas zbyt często karmić wierszami wieczorem, rzekł Franio. Kiedy słucham czytania po obiedzie, to wytężenie uwagi fatalnie wpływa na moje trawienie.
— Biedny kiciuś, rzekła po cichu Zefiryna, napij się wody z cukrem.
— Dobrze recytuje, rzekł Aleksander; ale i tak wolę wista.
Słysząc tę uwagę, którą przyjęto jako dowcip ze względu na angielskie znaczenie słowa[1], zwolenniczki kart zauważyły iż deklamator potrzebuje wypoczynku. Pod tym pretekstem, jedna czy dwie pary wymknęły się do buduaru. Lucjan, ubłagany przez Luizę, przez uroczą Laurę de Rastignac i przez biskupa, obudził uwagę słuchaczy dzięki oryginalnym jambom poematu, który wiele osób, porwanych ciepłem deklamacji, oklaskiwało nie rozumiejąc. Na takich ludzi działa podniesiony głos, jak na grube podniebienia mocny trunek. Gdy podawano lody, Zefiryna posłała Frania aby obejrzał tomik, i udzieliła sąsiadce swej, Amelji, wiadomości, że wiersze, które czytał Lucjan, są drukowane.
— Ależ, odparła Amelja z widoczną błogością, to bardzo proste, przecież pan de Rubempré pracuje u drukarza. To tak, rzekła spoglądając na Lolotę, jakgdyby ładna kobieta sama sobie szyła suknie.
— Sam wydrukował swoje poezje, obiegło szeptem wśród kobiet.
— Czemuż nosi tedy nazwisko de Rubempré? spytał Jakób. Skoro szlachcic pracuje własnemi rękami, powinien wówczas zrzec się nazwiska.
— On też w istocie porzucił swoje, które było gminne, rzekła Zizi, i przybrał nazwisko matki, szlachcianki z domu.
- ↑ Whist — milczenie.