koju swój lichtarz na stole. Niemy ze zdumienia, wszedł szybko do pokoju, zobaczył że niema ognia na kominku i przywołał Marjannę, która jeszcze nie zdążyła odejść.
— Nie zapaliłaś ognia? rzekł.
— Przepraszam księdza, odparła. Musiał zgasnąć.
Birotteau spojrzał na nowo na kominek i przekonał się, że był nietknięty od rana.
— Muszę osuszyć nogi, odparł; rozpal ogień.
Marjanna usłuchała z pośpiechem osoby której się widocznie chce spać. Szukając sam swoich pantofli i nie znajdując ich, jak bywałoizwykle, na dywaniku, ksiądz przyglądał się Marjannie i uczynił parę spostrzeżeń, świadczących, że ona nie wstała prosto z łóżka, jak twierdziła. Uprzytomnił sobie wówczas, że od dwóch tygodni pozbawiono go wszystkich owych drobnych wygód, które przez półtora roku uczyniły mu życie tak słodkiem. Otóż, ponieważ ciasne umysły skłonne są z natury do roztrząsania drobiazgów, ksiądz pogrążył się z miejsca w głębokich dumaniach nad temi czterema wypadkami, które, niedostrzegalne dla kogo innego, dla niego stanowiły cztery katastrofy. Była to najoczywistsza ruina jego szczęścia; to zapomnienie pantofli, to kłamstwo Marjanny o ogniu na kominku; to niesłychanie przeniesienie lichtarza do przedpokoju i wreszcie ta przymusowa kwarantanna w deszcz pod bramą.
Kiedy ogień błysnął, kiedy zapalono lampkę mocną i kiedy Marjanna opuściła pokój, nie spytawszy, jak niegdyś: „Czy księdzu jeszcze czego nie trzeba?“ Birotteau zanurzył się łagodnie w pięknej i obszernej berżerce zmarłego przyjaciela; ale ruch, jakim się w nią osunął, miał coś smutnego. Oblegało nieboraka przeczucie jakiegoś straszliwego nieszczęścia. Oczy jego wędrowały kolejno po pięknej szafie, komodzie, krzesłach, firankach, dywanach, po obszernem łóżku, kropielnicy, krucyfiksie, Madonnie Valentyna, Chrystusie Lebruna, słowem po wszystkich przedmiotach; a na jego twarzy odbił się ból najtkliwszego pożegnania, jakiem kiedy ko-
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/105
Ta strona została przepisana.