Co się tyczy dwóch innnych epizodów, dosyć osób w Paryżu znało ich aktorów, abyśmy nie potrzebowali objaśniać, że pisarze nie wymyślają nigdy nic. Wyznanie to złożył pokornie wielki Walter Scott w swojej przedmowie, rozdzierając zasłonę, którą się tak długo spowijał. Nawet szczegóły rzadko należą do pisarza, który jest mniej lub więcej szczęśliwym kopistą. Jedyna rzecz, która należy do niego, kombinacja wydarzeń, ich rozmieszczenie literackie, stanowi zazwyczaj słabą stronę, którą krytyka skwapliwie atakuje. Krytyka nie ma racji. Nowoczesne społeczeństwo, równając wszystkie stany, oświetlając wszystko, zniosło komizm i tragizm. Historyk obyczajów jest zmuszony, jak tutaj, brać, tam gdzie je znajdzie, fakty zrodzone z tej samej namiętności, ale które się zdarzyły wielu osobom, i zeszyć je razem aby stworzyć pełny dramat. Tak więc, zakończenie Dziewczyny o złotych oczach, przy którem zatrzymała się rzeczywista historja opowiedziana przez autora w całej jej prawdzie, owo zakończenie jest w Paryżu faktem perjodycznym. Chirurgowie szpitalni znają tragedje tego miasta, gdyż medycyna i chirurgja są powiernicami szaleństw do jakich przywodzą namiętności, tak jak prawnicy powiernikami dramatów zrodzonych ze starcia interesów. Prawdziwe dramaty i komedje naszej epoki rozgrywają się w szpitalu lub w kancelarji prawników.
I znów Proboszcz z Tours (bohater tego opowiadania jest bratem — i jak prawdziwym bratem! — Cezara Birotteau) pokazuje nam, jak zawodne byłoby chcieć wytyczyć ewolucję Balzaka wedle epok jego twórczości. Gdy ta Dziewczyna o złotych oczach, stwo-