ul o czarnych rynsztokach, idźcie za serpentyną myśli która nim porusza, która go dźwiga, trawi! Patrzcie. Przyjrzyjcie się najpierw światu, który nie ma nic.
Robotnik, proletarjusz, człowiek który porusza nogami, rękami, językiem, grzbietem, jednem ramieniem, pięcioma palcami aby żyć; otóż ten który przedewszystkiem powinienby oszczędzać motor swego życia, nadużywa swoich sił, zaprzęga żonę do jakiejś machiny, zatrudniła swoje dziecko i przygważdża je do jakiegoś trybu. Fabrykant, ten jakiś poboczny sznur wprawiający swojem drganiem w ruch owo plemię, które swemi brudnemi rękami lepi i złoci porcelanę, szyje ubrania i suknie, ciągnie żelazo, obrabia drzewo, poleruje stal; kręci konopie i nici, wygładza bronz, rżnie kryształ, wyrabia sztuczne kwiaty, przędzie wełnę, tresuje konie, plecie rzędy i galony, wycina miedź, maluje powozy, gnie młode wiązy, grempluje bawełnę, wydyma szkło, trawi djamemt, szlifuje metale, rznie w płyty marmur, gładzi kamienie, ubiera myśl, barwi, bieli i czerni wszystko; otóż podmajstrzy ów przyrzekł temu światu potu i woli, wiedzy i cierpliwości, nadzwyczajny zarobek czy to w imię kaprysów miasta czy to na głos potwora zwanego Spekulacją. Zaczem te czwororęki jęły czuwać, cierpieć, pracować, kląć, głodzić się, dreptać; wyprali z siebie wszystkie siły aby zdobyć złoto, które ich wabi. Następnie, obojętni na przyszłość, łakomi użycia, licząc ma swoje ramiona jak malarz na swą paletę, rzucają — jednodniowi magnaci — co poniedziałek swoje pieniądze w szynkownie tworzące miastu istną obręcz z błota; przepaskę najbezwstydniejszej Wenery, wciąż wkładaną i zdejmowaną, gdzie topi się, niby w grze, zarobek togo ludu, równie wściekłego w użyciu jak spokojnego przy pracy. Przez pięć dni tedy mierna spoczynku dla tej czynnej cząstki Paryża! Powtarza ruchy, od których krzywi się, grubieje, chudnie, blednie; tryska tysiącznym strumieniem twórczej woli. Potem przychodzi uciecha, odpoczynek: wyczerpująca rozpusta, o spalonej cerze, czarna od sińców, blada od pijaństwa lub żółta z niestrawności.. Trwa tylka dwa dni, ale kradnie przy-
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/22
Ta strona została przepisana.