ny weksel. O szóstej, co drugi dzień, jest niezawodnie na posterunku w Operze, jako nieśmiertelny bas w chórze, gotów stać się żołnierzem, Arabem, jeńcem, dzikim, wieśniakiem, cieniem, nogą wielbłąda, lwem, djabłem, duchem, niewolnikiem, czarnym lub białym eunuchem, wciąż gotów wyrażać radość, ból, litość, zdziwienie, wydawać nieodmienne krzyki, milczeć, polować, bić się, wcielać Rzym lub Egipt; ale wciąż in petto zostając sklepikarzem. O północy znów staje się dobrym mężem, człowiekiem, tkliwym ojcem, wsuwa się w łóżko małżeńskie, z wyobraźnią jeszcze rozgrzaną ponętnemu kształtami nimf operowych, i w ten sposób obraca na rzecz miłości małżeńskiej deprawacje świata oraz rozkoszne łydki panny Taglioni. Wreszcie, o ile śpi, śpi szybko, odrabia swój sen tak jak odrabia życie. Czyż to nie jest ruch który się stał człowiekiem, wcielona przestrzeń, proteusz cywilizacji?
Ten człowiek streszcza w sobie wszystko: historję, literaturę, politykę, rząd, religję, sztukę wojenną. Czyż to nie jest żywa encyklopedia, pocieszny Atlas, bezustanku w drodze jak Paryż, nie odpoczywając nigdy? Wszystko weszło u niego w nogi. Żadna fizjognomja nie może się ostać takiej pracy. Robotnik, który umiera starcem w trzydziestym roku, z żołądkiem wytrawionym rosnącemi dawkami wódki, wyda się może, wedle pewnych zamożnych filozofów, szczęśliwszy od tego sklepikarza. Jeden ginie odrazili, drugi patrosze. Ze swoich ośmiu zawodów, ze swoich ramion, gardła, rąk, ze swojej żony i swego handlu, ten wyciska — jak inni z roli — dzieci, kilka tysiący franków, oraz najpracowitsze szczęście, jakiego kiedykolwiek kosztowało serce człowieka. Ten mająteczek i te dzieci, lub też dzieci które są dlań wszystkiem, stają się łupem świata wyższego, któremu niesie swoje talary i swoją córkę, lub syna posyłanego do gimnazjum, i — jako że oświatą przerósł ojca — wyżej kierującego ambitne spojrzenia. Często młodszy syn sklepikarza marzy o karjerze urzędnika.
Ta ambicja prowadzi myśl w drugą strefę Paryża. Wstąpcie o piętro wyżej, do antresoli; lub zejdźcie z poddasza i zatrzymaj-
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/25
Ta strona została przepisana.