W stanie normalnym mają śliczne pozory, wysuwają co chwila swoją przyjaźń, są jednako serdeczni. Jednakże drwiny dominują w ich zmieniającej się gwarze. Silą się wyróżnić strojem, a mieszczą swą dumę w tem, aby powtarzać głupstwa jakiegoś modnego aktora, i z kimkolwiek się zetkną, zaczyniają ad lekceważenia lub impertynencji, aby być niejako w tej partji na ręku; ale biada temu, kto sobie nie umie dać wykłuć jednego oka aby im wykłuć dwa. Zdają się jednako obojętni na niedolę ojczyzny i na jej klęski. Podobni są do owej białej piany, która wieńczy fale w czas burzy. Ubierają się, ucztują, bawią się w dniu bitwy pod Waterloo, podczas cholery lub podczas rewolucji. Wreszcie wszyscy jednako wydają pieniądze; ale tu zaczyna się różnica. Jedni posiadają kapitał owej płynnej i mile trwonionej fortuny, a drudzy oczekują go dopiero... Mają tych samych krawców, ale rachunki owych drugich wszą niezapłacone. Następnie, o ile jedni, podobni do sita, przepuszczają wszelkiego rodzaju myśli nie zatrzymując żadnej, drudzy ważą je i zachowują z nich to co dobre. Jedni myślą że coś wiedzą, nie wiedzą nic a rozumieją wszystko; pożyczają tym, którzy nie potrzebują niczego, a nie dadzą nic tym, którzy potrzebują; tamci zgłębiają potajemnie myśli drugich i lokują swoje pieniądze, tak jak swoje szaleństwa, ma gruby procent. Jedni nie widzą nic, bo dusza ich, jak lustro starte od używania, nie odbija już żadnego obrazu; drudzy oszczędzają swoje zmysły i swoje życie niby-to rozrzucając je, jak tamci, na cztery wiatry. Pierwsi, zmamieni nadzieją, oddają się bez przekonania partji która ma za sobą wiatr i płynie pod wodę, ale przeskakują ma inną tratwę, kiedy ta zaczyna tonąć; drudzy mierzą okiem przyszłość, zgłębiają ją i widzą w wierności politycznej to, co Anglicy widzą w uczciwości handlowej: warunek powodzenia.
Ale tam, gdzie młody człowiek, który coś ma, zrobi kalambur lub koncept o przesileniu koronnem, ten, który nie ma nic, zdobędzie się na jawną grę albo sekretną nikczemność i dojdzie do wszystkiego ściekając dłonie przyjaciołom. Jedni nie uznają nigdy
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/42
Ta strona została przepisana.