Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/44

Ta strona została przepisana.

powiedzonek i zdobyć w świecie paryskim autorytet potrzebny, by wprowadzać później ma prowincję nałóg herbaty, angielskie srebra, oraz kupić sobie na resztę życia prawo gardzenia wszystkiem.
De Marsay zaprzyjaźnił się z mim, aby się nim posługiwać w świecie, jak śmiały spekulant posługuje się wiernym agentem. Przyjaźń Henryka, fałszywa czy prawdziwa, była pozycją socjalną Pawła de Manerville, który zmowuż uważał się za tęgiego gracza, wyzyskując na swój sposób swego druha. Żył odblaskiem przyjaciela, chował się wciąż pod jego parasol, wkładał jego buty, błyszczał jego promieniami. Stając w zwycięskiej pozie koło Henryka lub nawet idąc obok niego, zdawał się mówić: „Nie zaczepiajcie nas, jesteśmy dwa istne tygrysy“. Często odzywał się z przechwałką: „Gdybym poprosił Henryka o to lub owo, ma dla mnie tyle przyjaźni, żeby to zrobił“. Ale nigdy go nie prosił. Bał się go, a lęk ten, mimo że ledwie dostrzegalny, udzielał się innym i przydawał blasku Henrykowi.
— To tęgi chwat tem de Marsay, powiadał Paweł. Ba, ba! zobaczycie: zostanie czem sam zechce. Nie dziwiłbym się, gdybym pewnego dnia ujrzał go ministrem spraw zagranicznych. Nic mu się nie oprze.
De Marsay był dla mniego tem, czem dla kaprala Trim jego czapka.
— Spytajcie de Marsaya, a zobaczycie.
Albo:
— Kiedyś polowaliśmy z de Marsayem: nie chciał mi wierzyć, więc dla przekonania go wziąłem z miejsca krzak ani drgnąwszy na koniu!
Albo:
— Byliśmy z Henrykiem u kobietek i, daję słowo honoru, ja... etc.
Tak więc, Paweł de Manerville zdolny był zająć miejsce jedynie w wielkiej, dostojnej i znamienitej klasie głupców, którzy robią karjerę. Kiedyś miał zostać posłem. Narazie, nie był nawet