Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/58

Ta strona została przepisana.

go żylaste ramiona nie należały do niego. Towarzyszył mu człowiek, którego wszelka wyobraźnia, — od tych które dygocą z zimna w Grenlandji aż do tych które pocą się pod zwrotnikiem, — odmaluje sobie tem zdaniem: był to człowiek nieszczęśliwy. Z tych słów każdy go odgadnie i odmaluje go sobie wedle pojęć właściwych każdemu krajowi. Ale kto sobie wyroi jego twarz bladą, pomarszczoną, zaczerwieniony nos, długą brodę? Kto ujrzy jego zżółkły i skręcony krawat, zatłuszczony kołnierzyk, zużyty kapelusz, zielonkawy surdut, żałosne spodnie, przykusą kamizelkę, tombakową szpilkę, zabłocone trzewiki, których wstążki wlekły się w błocie? Kto go zrozumie w całym bezmiarze obecnej i przeszłej nędzy? Kto? tylko paryżanin. Nieszczęśliwy człowiek w Paryżu jest nieszczęśliwy w całej pełni, znajduje bowiem jeszcze radość w tem, aby wiedzieć jak jest nieszczęśliwy. Mulat wyglądał na kata Ludwika XI, kata który wiedzie człowieka na szubienicę.
— Któż nam wyłowił tych dwóch hultajów? rzekł Henryk.
— Dalibóg, jednego można się przestraszyć, odparł Paweł.
— Ktoś jest ty, któryś podobniejszy jest do chrześcijanina? rzekł Henryk spoglądając na człowieka nieszczęśliwego.
Mulat stał wytrzeszczając oczy na dwóch młodzieńców, jak człowiek, który nic nie rozumie a stara się coś odgadnąć z gestów i ruchu warg.
— Jestem pisarz publiczny i tłumacz. Mieszkam w Pałacu Sprawiedliwości i zwę się Poincet.
— Dobrze... A tamten? spytał Henryk, wskazując mulata.
— Nie wiem. Mówi tylko jakąś portugalską gwarą; przyprowadził mnie tutaj, aby się z panem porozumieć.
Mulat wydobył z kieszeni list, który Henryk napisał do Paquity, i oddał mu go. Henryk rzucił list w ogień.
— Brawo, rzecz zaczyna się rysować, rzekł do siebie Henryk. — Pawle, zostaw nas na chwilę.
— Przetłumaczyłem mu ten list, podjął tłumacz, skoro zostali