Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Były w tem marzeniu potworne obrazy, nieuchwytne fantazje, których błysk objawia nam niewidzialne światy, ale zawsze w sposób niepełny, gdyż przesłaniająca je mgła zmienia warunki optyczne. Na drugi i trzeci dzień, Henryk znikł, nikt nie wiedział co się z nim stało. Potęga jego związana była z pewnemi warunkami; szczęściem dla siebie, przez te dwa dni był prostym żołnierzem w służbie biesa, któremu zawdzięczał swą czarnoksięską egzystencję. Ale, o oznaczonej godzinie, wieczorem, na bulwarze, wyglądał powozu, który nie dał ma siebie długo czekać. Mulat zbliżył się do Henryka i wyrzekł po francusku zdanie, którego widocznie wyuczył się na pamięć:
— Jeżeli pan chce jechać, powiedziała pani, trzeba sobie dać zawiązać oczy.
I Kristemio pokazał białą jedwabną chustkę.
— Nie! rzekł Henryk, którego wczechpotęga zbuntowała się nagle.
I chciał wsiąść. Mulat dał znak, powóz odjechał.
— Dobrze! krzyknął de Marsay, wściekły że mu się wymyka marzone szczęście.
Pojął niemożliwość paktowania z niewolnikiem, którego posłuszeństwo było ślepe jak posłuszeństwo kata. Zresztą czyż na to bierne narzędzie powinien spaść jego gniew?
Mulat gwizdnął, powóz wrócił. Henryk wsiadł spiesznie. Już kilku gapiów skupiło się na bulwarze. Henryk był silny, chciał sobie zadrwić z mulata. Skoro powóz ruszył ostrym kłusem, chwycił go za ręce aby nim owładnąć i, ujarzmiwszy swego stróża, zachować swobodę widzenia. Daremne wysiłki. Oczy mulata błysły w cieniu. Wydał krzyk zdławionej wściekłości, uwolnił się, odepchnął żelazną ręką de Marsaya i przygwoździł go do siedzenia; poczem swobodną ręką wydobył trójgraniasty sztylet i gwizdnął. Woźnica usłyszał gwiźnięcie i zatrzymał konie. Henryk był bez broni, musiał się ugiąć; dał sobie zawiązać oczy. Ten gest ułagodził Kristemja, który przewiązał mu oczy z szacunkiem i delikat-