Widok, który ukazał się jego oczom, mógł go zresztą zadziwić w niejednym względzie. Margrabina była kobietę: obliczyła swą zemstę z ową doskonałą chytrością, która cechuje zwierzęta słabe. Ukryła swój gniew, aby upewnić się o zbrodni, nim ją ukarze.
— Za późno, ukochany mój! rzekła umierająca Paquita, obracając ku Henrykowi blade spojrzenie.
Dziewczyna o złotych oczach konała brocząc krwią. Wszystkie pochodnie zapalone, delikatny zapach unoszący się w powietrzu, ów nieład, w którym oko kobieciarza umiało rozpoznać szały wspólne wszystkim namiętnościom, wszystko to świadczyło, że margrabina umiejętnie badała występną. Ten biały buduar, z którym krew harmonizowała tak dobrze, zdradzał długą walkę. Ręce Paquity były odciśnięte na poduszkach. Wszędzie czepiała się życia, wszędzie broniła się, i wszędzie ją ugodzono. Całe strzępy sfałdowanej gazy wydarły jej zakrwawione ręce, które z pewnością długo walczyły. Paquita musiała próbować wdrapać się na sufit. Bose jaj nogi odcisnęły się na oparciu otomany, po którem widocznie się wspinała. Ciało jej, poszarpane sztyletem jej kata, mówiło, z jaką zaciekłością broniła życia, które Henryk uczynił jej tak drągiem. Leżała na ziemi i konając ukąsiła w nogę panią de San-Real, która trzymała w ręce sztylet zbroczony krwią. Margrabina miała powyrywane włosy, pokryta była ukąszeniami, z których wiele krwawiło; rozdarta suknia odsłaniała jej podrapane piersi. Była wspaniała. Głowa jej, łakoma i wściekła, wdechała zapach krwi. Usta dyszały wpółotwarte, nozdrza nie mogły nastarczyć oddechowi. Pewne zwierzęta, wprawione we wściekłość, rzucają się na nieprzyjaciela, uśmiercają go, poczem, uspokojone zwycięstwem, jakgdyby zapominają wszystkiego. Są inne, które kręcą się dokoła ofiary, pilnują aby im jej ktoś nie wydarł i, podobne homerowemu Achillesowi, okrążają dziesięć razy Troję, wlokąc nieprzyjaciela za nogi. Taką była margrabina. Nie spostrzegła Henryka. Po pierwsze, zbyt była pewna że jest sama aby się lękać świadków; następnie zanadto się upiła ciepłą krwią, nadto rozgrzała walką,
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/89
Ta strona została przepisana.