nadto była podniecona aby dostrzec bodaj cały Paryż, gdyby Paryż otoczył ją niby amfiteatrem. Nie byłaby usłyszała piorunu. Nie dosłyszała nawet ostatniego westchnienia Paquity i myślała że umarła może ją jeszcze zrozumieć.
— Umieraj bez spowiedzi! mówiła; idź do piekła, potworze niewdzięczności; nie bądź już niczyja, tylko czarta. Za krew, którą mu oddałaś, winna mi jesteś wszystką swoją! Umieraj, umieraj po tysiąc razy, byłam za dobra, zabiłam cię odrazu, byłabym chciała zadać ci wszystkie męki, które ty mi zostawiasz. Ja będę żyła! będę żyła nieszczęśliwa, skazana jestem na to aby już kochać tylko Boga! Przyjrzała się jej.
— Umarła! rzekła po pauzie, opamiętując się nagle. Umarła! och, ja umrę z bólu!
Zmożona rozpaczą, która odbierała jej głos, margrabina chciała się rzucić na otomanę, a ruch ten pozwolił jej wreszcie ujrzeć Henryka de Marsay.
— Ktoś ty? rzekła biegnąc ku niemu ze wzniesionym sztyletem.
Henryk zatrzymał jej ramię, mogli sobie spojrzeć oko w oko. Straszliwe zdumienie ścięło obojgu krew w żyłach, zadrżeli niby przestraszone konie. W istocie dwaj Menechmi nie byliby podobniejsi do siebie. Wyrzekli oboje te same słowa:
— Lord Dudley musi być twoim ojcem?
Każde z nich skinęło twierdząco głową.
— Była wierna krwi, rzekł Henryk wskazując Paquitę.
— Była tak niewinna jak tylko być może, odparła Małgorzata Eufemja Porraberil, i rzuciła się na ciało Paquity z krzykiem rozpaczy. — Biedna dziewczyna! och! chciałabym cię wskrzesić! Zbłądziłam, przebacz mi, Paquito!... Umarłaś, a ja żyję! Jam bardziej nieszczęśliwa.
W tej chwili ukazała się ohydna twarz matki Paquity.
Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/90
Ta strona została przepisana.