Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/100

Ta strona została przepisana.

kolory. Blisko dwa miesiące czarny pan — taki dano mu przydomek — pojawiał się bardzo nieregularnie. Nie zawsze przechodził ulicą Tourniquet; stara spostrzegała go czasem wieczór, mimo że go nie widziała rano. Nie wracał o godzinach tak regularnych, jak inni urzędnicy, którzy służyli za zegar pani Crochard. Zresztą, z wyjątkiem pierwszego spojrzenia, które przejęło starą jakimś lękiem, nigdy oczy jego nie zwróciły uwagi na malowniczy obraz, jaki przedstawiały te dwa żeńskie gnomy. Z wyjątkiem dwóch wielkich bram i nędznego sklepiku, istniały wtedy na ulicy Tourniquet jedynie zakratowane okna, rzucające mdłe światło na schody paru sąsiednich domów; braku ciekawości przechodnia nie można było tedy tłómaczyć niebezpieczną rywalizacją. To też pani Crochard była bardzo dotknięta, widząc czarnego pana zawsze zadumanego poważnie, z oczyma spuszczonemi ku ziemi lub też wytężonemi naprzód, jakgdyby chciał wyczytać przyszłość we mgle.
Jednakże, pewnego ranka, wdzięczna główka Karliny Crochard rysowała się tak ślicznie na ciemnem tle, tak uderzała świeżością wśród późnych kwiatów i zwiędłych liści zaplatających się o kraty; słowem, codzienna scena kontrastem swoim światła i cienia, białego i różowego koloru, tak dobrze harmonizowała z białym muślinem, który upinała ładna robotniczka, z ciemno-brunatną barwą foteli, że nieznajomy wpatrzył się uważnie w ten żywy obraz. Coprawda, znużona obojętnością czarnego pana, matka zaczęła robić taki hałas klockami, że chmurny i