Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/101

Ta strona została przepisana.

zatroskany przechodzień zniewolony był spojrzeć w okna. Nieznajomy wymienił z Karoliną tylko jedno przelotne spojrzenie; dusze ich musnęły się lekko, i oboje uczuli, że będą o sobie myśleli wzajem. Kiedy o czwartej nieznajomy wrócił, Karolina poznała odgłos jego kroków na bruku. Spojrzeli na siebie. W oczach nieznajomego odbiła się życzliwość, która sprowadziła na jego usta uśmiech. Karolina zaczerwieniła się: stara matka spoglądała na oboje z zadowoleniem. Od tego pamiętnego ranka z rzadkiemi wyjątkami czarny pan przechodził ulicą Tourniquet dwa razy dziennie. Z nieregularnych godzin jego powrotu obie kobiety odgadły, że nie jest ani tak rychło wolny ani tak zmuszony do punktualności jak zwykły urzędnik.
Przez trzy miesiące Karolina i nieznajomy widywali się w ten sposób dwa razy dziennie. Ta przelotna wymiana spojrzeń miała charakter coraz bardziej poufałej życzliwości, w końcu nabrała czegoś braterskiego. Od pierwszej chwili mieli uczucie, że się rozumieją; później, w miarę jak się przyglądali sobie, nauczyli się głębiej czytać w swoich twarzach. Niebawem stało się to niby wizytą, która należała się Karolinie. Jeżeli przypadkiem czarny pan przeszedł nie śląc jej półuśmiechu swoich wymownych ust lub przyjacielskiego spojrzenia ciemnych oczu, brakowało jej czegoś cały dzień. Podobna była owym starcom, dla których gazeta stała się taką przyjemnością, że nazajutrz po uroczystem święcie chodzą jak błędni, żądając, zarówno przez nieuwagę jak przez niecierpliwość, świstka,