Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/102

Ta strona została przepisana.

zapomocą którego oszukują na chwilę pustkę egzystencji. Te ulotne widzenia dawały tak Karolinie jak nieznajomemu wrażenie poufnej przyjacielskiej gawędy. Młoda dziewczyna nie mogła już ukryć przed inteligentnem okiem swego milczącego przyjaciela smutku, niepokoju, zniechęcenia, tak samo jak on nie mógł ukryć przed Karoliną troski.
„Miał wczoraj jakieś zmartwienie“, ta myśl rodziła się często w sercu robotnicy na widok zmienionej twarzy czarnego pana.
„Znowu dużo pracował!“ ten wykrzyknik rodził się znowu z innych znamion, które Karolina umiała rozpoznać.
Nieznajomy odgadywał także, że młoda dziewczyna spędziła niedzielę nad suknią, której wzór go zainteresował. Widział, kiedy się zbliżał termin komornego, jak ta ładna twarzyczka zasnuwa się niepokojem, i domyślał się, że Karolina spędziła bezsenną noc. Ale zwłaszcza zauważył, jak owe smutne myśli, które kaziły wesołe i delikatne rysy tej młodej główki, rozpraszają się w miarę postępów ich znajomości. Kiedy zima ogołociła z liści zieleniący się w oknie ogródek, kiedy okno się zamknęło, nieznajomy ujrzał, nie bez łagodnie inteligentnego uśmiechu, szczególną jasność oświetlającą głowę Karoliny. Oszczędność ognia, lekko posiniałe twarze obu kobiet, zdradziły mu ubóstwo tego małego gospodarstwa: ale kiedy w oczach jego odbiło się bolesne współczucie. Karolina dumnie odpowiadała na nie udaną wesołością. Jednakże uczucia zakwitłe w głębi ich serc