Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/103

Ta strona została przepisana.

zostały tam zagrzebane, żaden przypadek nie odsłonił siły ich i rozmiarów. Nie znali nawet dźwięku swego głosu. Ta para niemych przyjaciół odczuwała jakgdyby lęk przed bliższą znajomością. Każde z nich lękało się przynieść drugiemu niedolę cięższą, niż ta, którą pragnęłoby podzielić. Czy wstrzymywała ich wstydliwość przyjaźni? Czy to był ów egoizm, owa straszliwa nieufność, które rozdzielają mieszkańców gniotących się w murach ludnego miasta? Czy jakiś głos wewnętrzny ostrzegał ich o bliskiem niebezpieczeństwie? Niepodobna wytłómaczyć uczucia, które czyniło ich wrogami i przyjaciółmi; równie obojętnymi jak byli do siebie przywiązani; równie bliskimi instynktem jak dalekimi faktycznie. Może oboje chcieli zachować swoje złudzenia? Możnaby rzec niekiedy, że czarny pan lęka się usłyszeć jakieś gminne słowo wychodzące z tych ustek tak świeżych i czystych jak kwiat, Karolina zaś nie czuje się godna owego tajemniczego człowieka, w którym wszystko znamionowało władzę i majątek.
Co się tyczy pani Crochard, ta czuła matka była prawie że nierada z niezdecydowania córki. Dąsała się na czarnego pana, do którego dotąd uśmiechała się z obleśną usłużnością. Gorzko skarżyła się przed córką, iż w swoim wieku musi jeszcze zajmować się kuchnią. Nigdy tyle nie wyrzekała na swoje reumatyzmy i katary; nie mogła zresztą zrobić tej zimy tej ilości tiulu, na którą Karolina zazwyczaj liczyła. W tych okolicznościach, pod koniec grudnia, w epoce kiedy chleb był najdroższy, i kiedy czuło się już po-