Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/105

Ta strona została przepisana.

ce, matka była już w łóżku. Młoda robotnica, pochylona nad krosienkami, pracowała z niezmordowaną wytrwałością. Na stole, obok pozwu, znajdowała się kromka chleba, mająca jej zapewne służyć za pożywienie w ciągu nocy, a zarazem uprzytomniać nagrodę jej poświęcenia. Czarny pan zadrżał z rozczulenia i z bólu; rzucił sakiewkę przez rozbitą szybę tak aby padła do stóp dziewczyny, poczem, nie ciesząc się jej zdumieniem, umknął z bijącem sercem, z płonącemi policzkami. Nazajutrz, smutny i posępny nieznajomy przeszedł udając zamyślenie, ale nie zdołał uniknąć wdzięczności Karoliny, która otwarła okno i grzebała coś nożem w skrzynce pokrytej śniegiem. Ta naiwna chytrość miała wyrazić jej dobroczyńcy, że tym razem chce go oglądać nie przez szyby. Z oczyma pełnemi łez hafciarka skinęła swemu opiekunowi głową, jakby mówiła: „Mogę się panu wypłacić jedynie sercem“. Ale czarny pan jakgdyby nie rozumiał wyrazu tej szczerej wdzięczności. Wieczorem, kiedy wracał, Karolina, która zaklejała właśnie papierem stłuczoną szybę, zdążyła się doń uśmiechnąć, błyskając niby w obietnicy emalją białych zębów. Czarny pan obrał odtąd inną drogę i nie zachodził już na ulicę Tourniquet.
W pierwszych dniach maja, pewnej soboty rano, Karolina, podlewając swoje kwiatki, ujrzała między dwiema czarnemi linjami domów maleńki skrawek nieba bez chmurki i rzekła do matki:
— Mamo, trzeba się wybrać jutro na spacer do Montmorency!