Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/113

Ta strona została przepisana.

ręce ich splotły się porozumiewawczo, serca biły jednaką nadzieją. Pod tem błękitnem niebem, w ukośnych i czerwonych promieniach zachodzącego słońca, spojrzenia ich nabrały blasku, który dla nich ćmił blask nieba. Osobliwa potęga jednej myśli i jednego pragnienia! Nic nie zdawało się niepodobieństwem tym dwojgu. W owych czarodziejskich momentach, w których rozkosz rzuca blask nawet na przeszłość, dusza przeczuwa jedynie szczęście. Ten piękny dzień stworzył już dla nich wspomnienia, z któremi nic nie mogli równać w minionem życiu. Czyżby źródło było wdzięczniejsze niż rzeka, pragnienie słodsze niż użycie, a to czego się spodziewamy powabniejsze, niż wszystko to, co się posiada?
— Więc już dzień się kończył?
Na ten okrzyk, który się wyrwał nieznajomemu w chwili, gdy się skończył taniec, Karolina spojrzała nań ze współczuciem: ujrzała na jego twarzy mgłę smutku.
— Czemu nie miałby pan być równie rad w Paryżu jak tutaj? rzekła. Czyż szczęście istnieje tylko w Saint-Leu? Zdaje mi się teraz, że nie mogę być nieszczęśliwa nigdzie.
Roger zadrżał na te słowa, podyktowane ową słodką ufnością, która zawsze prowadzi kobietę dalej niż chce zajść, tak samo jak przyzwoitość daje jej czasem więcej okrucieństwa, niż go ma w istocie. Po raz pierwszy od owego spojrzenia, które niejako zaczęło ich przyjaźń, Karolina i Roger powzięli tę samą myśl. Nie wyrazili jej, ale odczuli ją we wspólnem