Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/117

Ta strona została przepisana.

barwiła się wyrazem dąsu i miłości, kiedy, po kwadransie oczekiwania, bystre oko lub serce nie wskazało jej jeszcze tego, który miał przyjść. Cóż za wzgarda, cóż za obojętność malowały się na jej pięknej twarzy dla istot poruszających się niby mrówki pod jej stopami! Jej szare oczy, iskrzące się sprytem, płonęły. Cała pochłonięta swą miłością, unikała hołdów równie pilnie, jak pilnie najdumniejsze kobiety starają się je zebrać w czasie przechadzki po Paryżu. Nie troszczyła się zgoła, czy wspomnienie jej białej twarzyczki, lub też jej małej nóżki wystającej z balkonu, czy kuszący obraz jej żywych oczek i rozkosznie zadartego noska, zatrze się jutro w sercu podziwiających ją przechodniów lub też przetrwa: widziała tylko jedną twarz i miała tylko jedną myśl.
Kiedy srokata głowa dobrze znanego gniadego konia wysunęła się z wysokiej linji nakreślonej przez domy, Karolina zadrżała i wspięła się na palce, starając się rozpoznać białe lejce i kolor tilbury. To on! Roger skręca w ulicę, widzi balkon, zacina konia. Konik pomyka żwawo, i przybywa pod tę strojną bronzami bramą, do której jest równie nawykły co jego pan. Pokojówka, która usłyszała krzyk radości swojej pani, otwiera zawczasu drzwi. Roger wpada, chwyta Karolinę w objęcia, i ściska ją z tem uniesieniem, jakie zawsze towarzyszy zbyt rzadkim spotkaniom dwojga istot, które się kochają. Porywa ją, lub raczej idą wiedzeni jedną wolą mimo że spleceni ramionami, w stronę owego dyskretnego pachnącego pokoiku, wtulają się w kozetkę nawprost kominka i przy-