Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/121

Ta strona została przepisana.

drugi jedna z owych domowych scen, które zacieśniają węzły między dwojgiem kochających istot. W błękitnym saloniku, przy oknie wychodzącem na balkon, czteroletni chłopczyk robił piekielny hałas, okładając batem tekturowego konika, którego dwa bieguny nie poruszały się tak szybko, jakby pragnął. Ładna główka o jasnych włosach, opadających tysiącem pukli na haftowany kołnierzyk, uśmiechnęła się niby twarzyczka anioła do matki, kiedy ze swojej berżerki rzekła: — Nie hałasuj tak, Karolku, obudzisz siostrzyczkę.
Ciekawe dziecko zsiadło wówczas nagle z konika, zbliżyło się na palcach, jakgdyby się lękało odgłosu kroków na dywanie, położyło palec na małych ząbkach, stało tak chwilę w owej dziecinnej postawie, która ma tyle wdzięku jedynie dlatego, że wszystko jest w niej naturalne, i podniosło zasłonę z białego muślinu, który chronił świeżą twarzyczkę dziewczynki śpiącej na kolanach matki.
— Genia śpi? rzekł zdziwiony. Dlaczego ona śpi, kiedy my nie śpimy? — dodał, otwierając wielkie czarne oczy.
— Sam Bóg to wie, odrzekła Karolina z uśmiechem.
Matka i dziecko przyglądali się dziewczynce, ochrzczonej tegoż samego rana. Karolina, licząca wówczas około dwudziestu czterech lat, jaśniała całym blaskiem urody, którą rozwinęło szczęście bez chmurki i ustawiczne przyjemności. Kobieta doszła w niej do pełnego rozkwitu. Uszczęśliwiona, że może