Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/126

Ta strona została przepisana.

nacieszyć wrażeniem, jakie na nim robi, czy też chcąc odgadnąć dalszy ciąg wieczoru.
Nieznajomy, który zrozumiał kokieterję tego subtelnego spojrzenia, rzekł z udanym smutkiem:
— Trzeba mi iść. Mam bardzo ważną sprawę do dokończenia i czekają mnie w domu. Obowiązek przedewszystkiem, nieprawdaż, kochanie?
Karolina przyglądała mu się z minką smutną i słodką zarazem, ale z tą rezygnacją, która nie tai bólu poświęcenia:
— Do widzenia, rzekła, idź. Gdybyś został jeszcze godzinę, nie wypuściłabym cię tak łatwo.
— Mój aniele, odparł z uśmiechem, mam trzy dni urlopu, i wszyscy myślą, że jestem o dwadzieścia mil od Paryża.
W kilka dni po rocznicy tego 6 maja, panna de Bellefeuille przybiegła rano na ulicę Saint-Louis, na Marais, modląc się w duchu, aby nie przybyła za późno do domu, gdzie bywała zwyczajnie raz na tydzień. Doniesiono jej właśnie, że matkę jej, panią Crochard, nawiedził nowy atak choroby, związanej z jej astmą i reumatyzmami. Podczas gdy dorożkarz popędzał konia, naglony przez Karolinę obietnicą hojnego napiwku, wystraszone staruszki, w których towarzystwie wdowa pędziła swoje ostatnie dni, sprowadziły księdza. Stara baletnica zajmowała wygodne i schludne mieszkanie na drugiem piętrze. Służąca pani Crochard nie wiedziała, że ta ładna panienka, do której pani chodziła często na obiad, jest jej rodzoną córką; to też jedna z pierwszych pobiegła po księdza,