Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/127

Ta strona została przepisana.

w nadziei, że ten duchowny będzie jej conajmniej równie pomocny co chorej. Pomiędzy jedną a drugą partyjką, lub też przechadzając się w tureckim ogrodzie, staruszki, z któremi pani Crochard ucinała codzienną gawędkę, zdołały obudzić w wystygłem sercu przyjaciółki niejakie skrupuły co do przeszłego życia, troskę o przyszłość, lęk przed piekłem, oraz nadzieję przebaczenia, opartą na powrocie do religji. Tego zatem uroczystego ranka trzy staruszki z ulicy Saint-François oraz Vieille-Rue-du-Temple rozgościły się w salonie, gdzie pani Crochard przyjmowała je co wtorek. Kolejno któraś z nich wstawała z fotela, aby usiąść przy łóżku i dotrzymywać towarzystwa biednej starej, oraz pokrzepiać ją ową kłamliwą nadzieją, jaką się łudzi umierających. Jednakże gdy koniec zdawał się bliski, a lekarz wezwany poprzedniego dnia nie czynił żadnej nadziei, trzy damy naradziły się, czy by nie wezwać panny de Bellefeuille. Wysłuchawszy poprzednio Franciszki, postanowiono, że pośle się posłańca na uilcę Taitbout, aby uprzedzić młodą krewną, której wpływ zdawał się tym czterem kobietom tak niebezpieczny: ale miały nadzieję, że posłaniec sprowadzi za późno osobę zajmującą tyle miejsca w sercu pani Crochard. Jeżeli to żeńskie trio pielęgnowało tak troskliwie panią Crochard, posiadającą niewątpliwych tysiąc talarów renty, to dlatego, że żadna z tych serdecznych przyjaciółek, nawet Franciszka, nie przypuszczała istnienia spadkobierców. Dostatek, jakim cieszyła się panna de Bellefeuille, której pani Crochard zgodnie ze starożytnemi obyczajami Opery