Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/129

Ta strona została przepisana.

stać w salonie. Wszystkie przybrały owe zbolałe miny, jakie jedynie pomarszczone twarze staruszek umieją oblekać z taką wprawą.
— Takie już moje nieszczęście! — westchnęła Franciszka głośno. Oto już czwarta pani, którą mi przychodzi pogrzebać. Pierwsza zostawiła mi sto franków dożywocia, druga pięćdziesiąt talarów, a trzecia tysiąc talarów w gotowiźnie. Po trzydziestu latach służby, to wszystko, czegom się dosłużyła.
Służąca skorzystała ze swego prawa kręcenia się po mieszkaniu, aby się schować w alkierzyku, skąd mogła słyszeć księdza.
— Widzę z przyjemnością, moja córko, rzekł ksiądz Fontanon, że jesteś przejęta szczerą pobożnością: nosisz na sobie świętą relikwię...
Pani Crochard uczyniła gest, który świadczył, że nie jest zupełnie przytomna, odsłoniła bowiem cesarski krzyż Legji Honorowej. Duchowny cofnął się o krok, widząc oblicze Cesarza: następnie zbliżył się do penitentki, która szeptała z nim coś tak cicho, że przez jakiś czas Franciszka nie słyszała ani słowa.
— O ja nieszczęśliwa, przeklęta, wykrzyknęła nagle stara, ojcze duchowny, nie opuszczaj mnie. Jakto, księże proboszczu, ksiądz sądzi, że ja będę musiała odpowiadać za duszę córki?
Ksiądz mówił zbyt cicho, a przepierzenie było zbyt grube, aby Franciszka mogła wszystko usłyszeć.
— Niestety, wykrzyknęła wdowa płacząc, ten