Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Żyć tutaj, to nie znaczy żyć, powiadał sobie, rozglądając się po tym salonie metodystów.
Stary hrabia, który spostrzegł zdumienie syna, ujął go za rękę, pociągnął ku oknu, przez które wpadało jeszcze trochę światła, i podczas gdy służąca zapalała świece w świecznikach, próbował rozproszyć chmury, jakie widok ten zgromadził na czole syna.
Słuchaj, moje dziecko, rzekł; wdowa po starym Bontemps jest wściekłą dewotką. Kiedy djabeł się starzeje... znasz przysłowie! Widzę, że się coś krzywisz na tutejszą atmosferę. Zatem powiem ci całą prawdę. Starą wzięli w obroty księża; wytłómaczyli jej, że zawsze jest czas przemycić się do nieba; aby zaś być pewniejszą świętego Piotra i jego kluczy, kupuje je. Chodzi codziennie na mszę, nieszpory, przystępuje co niedzielę do komunji, restauruje kaplice. Dała katedrze tyle ornatów, alb, kap, ustroiła baldachim tyloma piórami, że na ostatniej procesji Bożego Ciała było tyle ludzi, co jakby kogo wieszali, tak wszyscy chcieli zobaczyć postrojonych wspaniale księży i ich wyzłocone na nowo przybory. Toteż ten dom, to prawdziwa Ziemia święta. To ja nie pozwoliłem starej warjatce dać tych obrazów do kościoła. To Dominikino, Corregio i Andrea del Sarto, obrazy wielkiej ceny.
— Ale Aniela?... spytał żywo młody człowiek.
— Jeżeli się z nią nie ożenisz, Aniela jest stracona, rzekł hrabia. Nasi zacni apostołowie poradzili