Panuje tam atmosfera sknerstwa i tajemnicy, jak w domu lichwiarza, oraz ta przepojona kadzidłem wilgoć, mroźna jak w kaplicy. Ta małostkowa regularność, to ubóstwo myśli, które przebija we wszystkiem, da się wyrazić tylko jednem słowem, a mianowicie bigoterja. W tych ponurych i nieubłaganych domach bigoterja maluje się w meblach, rycinach, bigocka jest tam mowa, bigockie milczenie, bigockie twarze. Przeobrażenie rzeczy i ludzi w bigoterję to jest jakaś niewytłómaczona tajemnica, ale to jest fakt. Każdy mógł zauważyć, że bigoci nie chodzą, nie siadają, nie mówią tak jak inni ludzie. Wszystko jest u nich nienaturalne. Nikt się u nich nie śmieje; sztywność, symetrja władają we wszystkiem, od czepeczka pani domu aż do poduszeczki do szpilek. Spojrzenia są tam nieszczere, ludzie podobni są do cieniów, a pani domu siedzi niby na tronie z lodu.
Pewnego ranka biedny Granville zauważył z bólem i smutkiem wszystkie oznaki bigoterji w swoim domu. Zdarzają się w świecie pewne symptomy, w których przejawiają się te same skutki, mimo że wydały je inne przyczyny. Nuda zakreśla dokoła tych nieszczęsnych domów spiżowy krąg, zamykający grozę pustyni i bezmiar nudy. Małżeństwo jest wówczas nie grobem ale czemś gorszem: klasztorem. W tej lodowatej atmosferze sędzia przyjrzał się chłodno żonie, zauważył, nie bez wielkiej przykrości, ciasnotę pojęć, która zdradzała się w sposobie, w jaki włosy wyrastały na jej niskiem i lekko wklęsłem czole. W doskonałej regularności rysów spostrzegł coś dziwnie
Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/157
Ta strona została przepisana.