Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/168

Ta strona została przepisana.

patrząc za odjeżdżającą, która podała woźnicy adres: ulica Taitbout.
Panna de Bellefeuille płakała; Roger był przy niej, tulił ręce kochanki, milczał i spoglądał od czasu do czasu na małego Karolka, który, nie rozumiejąc zgryzoty matki, stał niemo, patrząc na kołyskę, w której spała Eugenja i na twarz Karoliny. Smutek jej podobny był do deszczu, padającego poprzez promienie radosnego słońca.
— A więc tak, drogi aniele, rzekł Roger po długiem milczeniu; jestem żonaty, oto wielka tajemnica. Ale kiedyś, mam nadzieję, będziemy tworzyli jedną rodzinę. Żona moja jest od marca w rozpaczliwym stanie: nie pragnę jej śmierci, ale, jeżeli spodoba się Bogu powołać ją do siebie, sądzę iż będzie szczęśliwsza w niebie, niż pośród świata, którego i niedole i rozkosze są jej obce.
— Jak ja nienawidzę tej kobiety! Jak ona mogła cię unieszczęśliwić! A jednak to temu nieszczęściu ja zawdzięczam moje szczęście.
— Karolino, miejmy nadzieję, wykrzyknął Roger ściskając ją. Nie przerażaj się tem, co mówił ów ksiądz. Wprawdzie spowiednik żony jest człowiekiem bardzo groźnym przez swój wpływ w Kongregacji, ale gdyby próbował zmącić nasze szczęście, umiałbym się zdobyć na postanowienie...
— Cobyś uczynił?
— Pojechalibyśmy do Włoch, uciekłbym...
Krzyk, jaki rozległ się w przyległym pokoju,